Spróbujemy to zrobić… A więc kupić można było:
- meble sprzed lat,
- dywany nie pierwszej młodości,
- żyrandole,
- filiżanki,
- widelczyki, łyżeczki, chochle, noże i inne sztućce, niektóre niezwykle fikuśne,
- kieliszki,
- buty,
- monety sprzed lat,
- widokówki,
- stare fotografie,
- nadgryzione zębem czasu zabawki,
- biżuterię – i to zarówno wiekową, jak i współczesną,
- noże, szable, szpady i tym podobne przedmioty,
- medale,
- proporczyki,
- stare mapy,
- książki – od niemieckich przedwojennych po zupełnie współczesne,
- szkatułki,
- zegary,
- młynki do kawy,
- obrazy,
- urządzenie do nawożenia ogródka,
- militarne stroje prosto od producenta,
- hełmy wykopane spod ziemi,
- figurki z Indonezji,
- butelki różnego przeznaczenia, różnej barwy i wielkości,
- kawałki przedziwnych przedmiotów sprzed lat,
- kamienie,
- czeskie magazyny pornograficzne,
- zabawki z jajek z niespodzianką…
To tylko niektóre z eksponatów niedzielnej giełdy. Wystawców było sporo (niektórzy przyjechali do Świdnicy zza naszej południowej granicy), kupujących również. Większość klientów negocjowała uparcie ceny. A handlarze często na to przystawali. Taki urok giełdy staroci.