Za łamanie zakazu palenia grozi kara grzywny do 500 zł. A za nieumieszczenie informacji o zakazie palenia tytoniu właścicielowi lub zarządzającemu obiektem grozi kara do 2000 zł. Ale w niektórych obiektach objętych zakazem palenia tytoniu (zakład pracy, uczelnia akademicka, hotel, lokal gastronomiczno-rozrywkowy) można urządzić palarnię.
Co na to przechodnie ze świdnickich ulic?
Grażyna (nie wyraziła zgody na zrobienie zdjęcia): - Bardzo mi się te nowe przepisy nie podobają. To jest ohyda! Po barach i po szpitalach nie chodzę, ale to moje zdrowie i to ja decyduję, czy palę czy nie. I nikomu nic do tego.
Barbara (nie wyraziła zgody na zrobienie zdjęcia): - To jest ograniczenie wolności, jaką nam gwarantuje Konstytucja. Ja podatki płacę i powinnam móc robić, co chcę.
Katarzyna (nie wyraziła zgody na zrobienie zdjęcia): - Ja uważam, że te nowe przepisy są bardzo dobre. Ci, co chcą palić, niech sobie palą i płacą za swoje leczenie. Ale nas niech nie trują.
Mieczysława: - Jestem za! Mi przeszkadza dym, jak na przykład na przystanku stoję. W lokalach powinny być wydzielone sale: dla palących i dla niepalących.
Elżbieta: - Też jestem za. Żeby nie było dyskryminacji, w lokalach powinny być sale dla palących. Ale przez ostatnie lata to ja czułam się dyskryminowana i nie chodziłam do lokali, bo mi dym przeszkadzał.
Czesław: - Ja palę, ale to nie ma znaczenia. Każdy Polak ma w sobie jakąś kulturę. Jeśli jestem w pomieszczeniu z panią i pani nie pali, to ja nie zapalę. I ustawa tego nie zmieni. Ale są też ludzie, którzy na takie sprawy nie zwracali uwagi. I ich ustawa też nie nauczy kultury.
Klaudia: - Te przepisy są dobre. Starszym ludziom, czy małym dzieciom, dym szkodził. W restauracji na przykład dym papierosowy szkodził na apetyt.
Ania: - Jak ktoś chce palić, to niech sobie pali w domu. Mi przeszkadzało, kiedy byłam w lokalu i było zadymione.