Nie wiadomo, kiedy na powrót ruszy proces. Akta sprawy ciągle są w stolicy. Jednej z ważniejszych spraw, które toczyły się przed świdnicką temidą. Chodzi o gang bokserów – tak nazwano grupę, która za pomocą skorumpowanych policjantów kontrolowała większość lokali w okolicach Świdnicy i trudniła się przemytem narkotyków oraz wymuszaniem haraczy. Według świdnickich śledczych to Stanisław S. i Piotr T., byli mistrzowie Polski w boksie, szefowali gangowi.
Stanisław S. i Piotr T. zostali prawomocnie skazani na trzynaście i dwanaście lat za kratami. Prokuratura zarzuciła im kierowanie gangiem, produkcję i handel narkotykami oraz bronią, a także liczne rozboje oraz inne przestępstwa. Ale wyrok został zaskarżony i Sąd Najwyższy uwzględnił kasację, głównie z powodów proceduralnych. Okazało się, że Piotra T. na kilkunastu rozprawach nie reprezentował adwokat, tylko zatrudniony u niego aplikant pierwszego roku. Bokser nie miał zagwarantowanej prawem obrony.
Tymczasem szefowie gangu od prawie siedmiu lat byli aresztowani, tymczasowo. Jak tłumaczy sędzia Tomasz Białek, dalsze przebywanie oskarżonych w areszcie zamieniłoby się w odbywanie kary.
Oskarżeni domagają się od państwa odszkodowania za to przedłużające się tymczasowe aresztowanie. Stanisław S. żąda 50 tys. euro, chce to wyegzekwować przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Przed świdnickim sądem toczy się też sprawa funkcjonariuszy – byłych już funkcjonariuszy – Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy, którzy zdaniem prokuratury przez sześć lat, od 1998 do 2004 r. kryli gangsterów i brali udział w przestępstwach. Szajka handlowała narkotykami na gigantyczną skalę, wymuszała haracze, kradła i czerpała korzyści z pracy prostytutek w dwóch domach publicznych – w marcinowickim klubie Ranczo i świdnickim lokalu przy ul. Trybunalskiej, Siedem Pokus. Na ławie oskarżonych zasiada także ośmiu wcześniej już skazanych członków gangu.