Dzień Wszystkich Świętych i następujący po nim Dzień Zaduszny, czyli tzw. Święto Zmarłych zlały się w naszej świadomości w jedno z prostej praktycznej przyczyny – tylko pierwszy z nich jest dniem wolnym od pracy, a więc wizyty na cmentarzach, zwłaszcza odległych, trzeba było planować właśnie wtedy. Dodatkowo, za czasów komunistycznych akcentowano świecki wymiar tego święta, chcąc zatrzeć jego wymiar religijny, czy też, szerzej, duchowy. Stąd wtedy w środkach masowego przekazu był to smutny dzień zapalania zniczy i słuchania żałobnych marszy.
Dziś, gdy podkreśla się tabu, jakim jest śmierć w nowoczesnej kulturze popularnej, a socjologowie mówią niekiedy o religii i duchowości w czasie przeszłym, kilka zatłoczonych dodatkowych parkingów wokół cmentarza może budzić zastanowienie. – Od rana trawnik przestał istnieć. – taką uwagę usłyszeliśmy za plecami, zmierzając do głównej bramy cmentarza przy Alei Brzozowej. Ludzie, którzy setkami szli w stronę bramy i z powrotem, nie wyglądali na zawstydzonych faktem, że się tu znaleźli.
W samej bramie minęliśmy się ze schodzącymi już ze stanowiska kwestarzami na rzecz schroniska dla bezdomnych Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Na cmentarzu trudno byłoby znaleźć grób bez świec i kwiatów. Kilka wydzielonych stoisk ze zniczami pracowało pełną parą. Na środku cmentarza płonęło wielkie ognisko ze zniczy ustawionych pod krzyżem.
Za rok spotkamy się tutaj znowu.