Na szczęście nie ma ofiar, bo obiekt znajduje się kilkaset metrów od kompleksu budynków stadniny, toteż ani konie, ani pracownicy nie ucierpieli - ale jeden strażak trafił do szpitala z urazem biodra, bo spadły na niego ciężkie bele siana. Straty szacuje się na minimum 20-30 tysięcy złotych. Świadkowie mówią, że wszystko trwało ok. 10 minut.
Dyrektor stadniny, Leszek Łachmacki, martwi się, czym wykarmi konie. - W stodole był zapas siana na pół roku. W tej chwili mamy karmy tyle, że może wystarczy na miesiąc. Na szczęście już mamy sygnały, że są chętni, aby się z nami podzielić sianem. Nie ukrywam, że każda taka pomoc jest dla nas na wagę złota – wyjaśnia szef stadniny.
Może i na terenie naszego powiatu znajdą się koniarze, albo po prostu właściciele siana, którzy zechcą pomóc Stadu w tym trudnym momencie.