Komentarz Moniki Fedorczuk, ekspertki Konfederacji Lewiatan
Na rynku pracy panuje niepewność. Mamy już pierwsze zapowiedzi zwolnień grupowych. Redukcję pracowników ogłosiły firmy produkujące rowery, głośno też mówi się o zwolnieniach w branży meblarskiej. Na południu Polski stoją fabryki produkujące samochody. Warto pamiętać, że brak produkcji w dużej fabryce, to również brak zamówień dla licznych podwykonawców.
Zwolnienia grupowe są zarezerwowane dla zakładów zatrudniających co najmniej 20 osób i dotyczą redukcji zatrudnienia, która obejmuje w okresie 30 dni co najmniej – w dużym uproszczeniu – 10% załogi. Jeśli zwolnienia dotyczą mniejszego odsetka osób, nie są ujmowane w tych statystykach.
Patrząc na strukturę polskich przedsiębiorstw według wielkości, wydaje się, że dla ogólnego poziomu bezrobocia to nie zwolnienia grupowe będą największym problemem. Już teraz niektóre urzędy pracy przeżywają oblężenie z powodu rejestracji osób, które wróciły z zagranicy. Rzesze bezrobotnych zasilą też osoby, którym skończyły się albo zostały skrócone umowy terminowe, pracujący na umowach cywilno-prawnych czy samozatrudnieni, którzy współpracowali z jedną lub kilkoma firmami, które teraz ograniczyły działalność i szukają możliwych oszczędności.
W czasach epidemii Polacy przestali chodzić do restauracji, kupować kawę na wynos, odzież i obuwie, korzystać z siłowni, zajęć fitness, fryzjera i uczestniczyć w szkoleniach, jeździć na urlopy zarówno w kraju, jak i za granica. Dołóżmy do tego branżę eventową i szerokorozumiane instytucje kultury. Wszelkie próby ratowania lokalnych firm poprzez zamówienia przez Internet, uczestnictwo w zajęciach on-line, inicjatywy typu „kupuj lokalnie” są cenne, ale nie są w stanie zagwarantować małym firmom dochodów, które pozwolą się im utrzymać na rynku, jeśli nie mają znacznych oszczędności. To oznacza, że nawet jeśli nie będziemy mieli dużej liczby zwolnień grupowych to i tak do rejestracji w urzędach pracy ruszą osoby, które straciły pracę dlatego, że ludzie przestali kupować. To znacząco zwiększy liczbę bezrobotnych.
W czas epidemii wchodziliśmy z liczbą bezrobotnych w okolicach 900 tys. Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomii w branżach, które są w największym stopniu zagrożone koronawirusem pracuje około 4,2 mln osób. Ile z nich znajdzie zatrudnienie w trudnych czasach, zależy w dużym stopniu od skali interwencji państwa. Patrząc na to, co oferuje tarcza antykryzysowa, raczej nie uratuje ona wszystkich miejsc pracy. Przewidywania mówiące o poziomie bezrobocia na poziomie 9 - 10 % mogą spełnić się w okresie najbliższych miesięcy.