Raz jeszcze kreując odrażającą postać, artysta stawia przed nami gigantyczne lustro, w którym odbijają się nasze wady i ułomności.Wracając jednak do samej fabuły.Ta kręci się oczywiście wokół przywódcy fikcyjnej północnoafrykańskiej potęgi naftowej o nazwie Wadiya. Generał Aladeen, to przedstawiciel schyłkowej ery tyranów, który oddech demokracji dosłownie czuje już na karku. Wprawdzie nadal żyje z niewolniczej pracy swego ludu, ma w pałacu wypchane lwy i atłasową pościel, a każdą noc spędza z inną gwiazdą filmową( rola samej siebie Megan Fox).Poddani otwarcie z niego kpią, a on nie ma innego wyjścia jak skazywać ich nieustannie na śmierć.
Jego zastępca Tamir (Ben Kingsley) szykuje zamach stanu i wprowadzenie w kraju wyczekiwanych przez ludzi reform. Aladeen będzie wielokrotnie ryzykował życiem, by do tego nie dopuścić.
„Dyktator”, a zwłaszcza stojący za nim (i przed nim) talent Sachy Barona Cohena pozostaje zjawiskiem wyjątkowym na tle przeciętnych produktów komediowych. Nawet jeśli nie niesie już z sobą socjologicznych rewelacji i nie prowokuje żadnej publicznej debaty. Umysł tego faceta jest jedyny w swoim rodzaju. Nie boję się nawet zaryzykować stwierdzeniem,że jest człowiekiem genialnym choć być może nie całkiem zdrowym psychicznie. W Polskim kinie próżno szukać podobnego twórcy, jednak i tu możemy pochwalić się jedynym w swoim rodzaju Markiem Koterskim, którego z Cohenem łączy niebywała spostrzegawczość detali z życia człowieka.
Film Dyktator polecam z czystym sumieniem!