Takiego tematu jeszcze nie było. Filip Marczewski i Grzegorz Łoszewski stworzyli w "Bez wstydu" obraz zakazanego uczucia, trudnego dojrzewania i poszukiwania miłości.
Film, do którego scenariusz napisał Grzegorz Łoszewski, nie porusza łatwego tematu, bo mówi o związkach kazirodczych. Jest to historia Tadzika, nastoletniego chłopaka zakochanego we własnej siostrze, który robi wszystko, by to uczucie zostało odwzajemnione. Więź łącząca Tadka z Anką w żadnym momencie nie zostaje jednoznacznie zdefiniowana, ale też nie trzeba być specjalnie wyrafinowanym widzem, by się domyśleć, że bardziej niż o miłość braterską chodzi o wzajemne pożądanie.Dodatkową kwestią, na którą zwróciłam uwagę była wielowątkowość. Obok głównej historii, film podejmuje również dwa inne tematy – porusza problem mniejszości romskiej w Polsce oraz rasizmu i nacjonalizmu.
Siłą takiej produkcji powinny być kreacje aktorskie. I widać, że Kościukiewicz i Grochowska starają się i razem, i z osobna. Próbują wygenerować napięcie między Anką a Tadzikiem, chcą zelektryzować widza, niewiele z tego jednak wychodzi. Ukradkowe spojrzenia i trochę nagiego ciała to za mało. Jeszcze trudniej z nimi sympatyzować, usprawiedliwiać czy chociażby zaakceptować ich zachowania.
Plenery obrazu zostały nakręcone w pobliskim Wałbrzychu. Już w pierwszych scenach rozpoznamy kino Apollo.
„Bez wstydu” jest debiutem bardzo dobrym, ale nie wybitnym. Marczewski unika większych błędów, potrafi utrzymać zainteresowanie widza. Miejscami za bardzo jednak rozprasza jego uwagę wątkami pobocznymi, mimo kontrowersyjnego tematu nie wywołuje spodziewanych emocji, po wyjściu z sali kinowej nie mamy poczucia, że coś nam się wwierciło w mózg. Na przyszłość wróży jednak więcej niż dobrze.
Jednocześnie polecam- na deszczowy, letni wieczór.
Repertuar: http://www.swidniczka.com/news,single,init,article,11069