Nietypowe święto pierwszy raz obchodzono w Polsce kilka lat temu. Czy potrzebnie? Zdania są podzielone. Językoznawcy na przykład mówią, że nie podoba im się ustanawianie jednego takiego dnia, bo wychodzi na to, że we wszystkie inne przeklinanie jest usprawiedliwione. Podobnie twierdzi Andrzej Protasiuk, były radny miejski, którego dziś spotkaliśmy na ul. Franciszkańskiej, gdzie prowadziliśmy sondę na temat przekleństw.
- Każdy dzień powinien być dniem bez przeklinania – mówi pan Andrzej. - Zwłaszcza, że w tej chwili często co drugie słowo jest taki „przecinek”. Mnie to razi szczególnie u młodych kobiet.
Ale sam pan Andrzej przyznaje, że zdarza mu się zakląć siarczyście. Szczególnie, kiedy chce mu się palić, a nie ma ku temu sposobności.
Przeklinanie rozładowuje emocje? Na to wygląda. Wszyscy, z którymi dziś rozmawialiśmy twierdzą, że klną, gdy są zdenerwowani. - Wczoraj użyłam przekleństwa w rozmowie z tatą, kiedy próbowałam mu coś wytłumaczyć i nie docierało – powiedziała nam młoda świdniczanka. - Zdenerwowałam się, użyłam „brzydkiego” słowa. I do taty dotarło!
Pan Jan prowadzi firmę budowlaną. I przyznaje, że zdarza mu się zakląć, jak go zdenerwują pracownicy. - Jak po piwku przychodzą – mówi. To rzeczywiście może być dla pracodawcy stresujące. Ale pan Jan znalazł metodę: kupił alkomat.
Uczniów stresują za to gorsze wyniki w nauce. - Zdarza nam się przekląć, jak dostaniemy złą ocenę – mówią Marek i Piotrek z Ekonomika. - Nie na lekcji oczywiście, ale po lekcjach tak.
Dziś chłopcy jeszcze nie mieli okazji kląć, bo złych ocen nie dostali. - Mieliśmy matematykę, religię i podstawy ekonomii – mówią. Od nas dowiedzieli się o Dniu bez Przekleństw.
- Lepiej się ugryźć w język, niż przeklinać – mówi z kolei Magda.
Jak lepiej wyrazić emocje - bez używania "brzydkich" słów? Zapraszamy do wypowiedzi w komentarzach.