W 2010 roku pan Andrzej ukończył dwuletnie policealne studium ratownictwa medycznego. Teraz jest kierowcą-ratownikiem. Niedawno uratował życie 51-letniemu mężczyźnie, u którego doszło do zatrzymania krążenia. Przez półtora godziny z pielęgniarką wykonywał masaż serca. I wreszcie najważniejszy mięsień zaczął reagować poprawnie. Kto kiedykolwiek brał udział w szkoleniu z pierwszej pomocy i choć przez kilka minut „reanimował” manekina, ten wie, jaki to jest wysiłek. - A przy człowieku ten wysiłek jest dużo większy – podkreśla Renata Chełminiak, pielęgniarka koordynująca ze świdnickiego pogotowia. Po półtoragodzinnej akcji zespół ratunkowy był wykończony. - Wyszliśmy cali mokrzy z potu – mówi Andrzej Dudzic. Ale z satysfakcją: życie człowieka zostało uratowane.
Podczas dyżurów zdarzają się sytuacje dramatyczne. Jedna z najgorszych służb pana Andrzeja to dyżur kilka lat temu. - Jechaliśmy do wypadku w Jaworzynie Śląskiej i sami ulegliśmy wypadkowi - opowiada kierowca. To on oczywiście prowadził karetkę. - Z kolejki czekających pojazdów wyjechał nam jeden. Doszło do zderzenia, najbardziej wtedy ucierpiała pielęgniarka. Była mocno poobijana.
W miesiącu pan Andrzej ma czternaście, piętnaście dyżurów. Najczęściej na zmianę: dzienny, nocny. - Dzień jest lepszym czasem do pracy niż noc - mówi. - Ale też w dzień się więcej dzieje. W nocy za to samochody są poparkowane na osiedlach, nie ma jak podjechać, nie ma jak zaparkować. Są chwile, że można wypocząć: czasem dwadzieścia minut, czasem półtora godziny.
Jak wygląda taki dzień pracy kierowcy-ratownika? Zapraszamy do lektury! Oto, jak wyglądał jeden z jego grudniowych dyżurów.
5.30
Dzwoni budzik, trzeba wstać. Przed panem Andrzejem dwunastogodzinny dyżur (w godzinach 7.00-19.00).
5.30-5.45
Marsz do łazienki, mycie, golenie.
5.45-6.10
Pan Andrzej przygotowuje i je śniadanie, szykuje też prowiant do pracy.
6.15
Wychodzi z domu. Andrzej Dudzic mieszka w podświdnickiej miejscowości, do pracy dojeżdża samochodem.
6.20-6.30
Jazda autem do pracy. Jest zimno, pada śnieg. Na drogach przez noc utworzyły się zaspy.
6.30-6.40
Już na miejscu, w pogotowiu. Pan Andrzej w szatni przebiera się, pobiera kartę drogową. U dyspozytora sprawdzane są dokumenty – prawo jazdy itp.
6.40-7.00
Przyjęcie dyżuru. Pan Andrzej sprawdza, z kim dyżuruje, kontroluje wyposażenie karetki. Odśnieża wóz i teren wokół niego.
7.00-7.15
Przed zimową jazdą trzeba uzupełnić płyn do spryskiwaczy. Pan Andrzej sprawdza przedział medyczny: czy wszystko jest na swoim miejscu, czy urządzenia są sprawne.
7.15-7.20
Mycie, przygotowanie do wyjazdu, odebranie zlecenia wyjazdu z terminalu.
7.25
Wyjazd na ul. Pułaskiego w Świdnicy – podejrzenie złamania szyjki kości udowej.
- Wszędzie bardzo dużo śniegu, nie ma gdzie zaparkować, jest bardzo ślisko - mówi pan Andrzej. - Mamy problem ze zniesieniem chorej, to czwarte piętro, a jestem tylko z kolegą. Zabezpieczamy chorą na szynie Kramera. Pomaga nam córka chorej znieść panią do karetki.
Kurs do Latawca, na szpitalny oddział ratunkowy. Wszystko należy też zgłosić do Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Na izbie przyjęć załoga karetki przekazuje chorą szpitalowi. Tu też kierowca wypełnia kartę drogową i zgłasza to do CPR. Powrót do bazy.
8.30
Sprzątanie karetki, dezynfekcja nosideł.
9.00
Czas na gorącą herbatkę i kanapki. - Jedząc rozmawiamy z kolegą o planach urlopów – mówi pan Andrzej.
9.40
Przyjęcie zlecenia wyjazdu. Potwierdzenie.
9.43
Wyjazd do Bystrzycy Górnej. - Strasznie wieje, zaspy, ślisko - wspomina tę drogę kierowca. Podejrzenie złamania ręki. Śnieg zrobił swoje, karetka nie może podjechać na miejsce. Sąsiedzi pomagają pchać karetkę. - Wreszcie udaje nam się dojechać - mówi pan Andrzej. Ratownicy zabezpieczają złamaną rękę na szynie i zabierają poszkodowaną do Latawca, znów na SOR.
10.50
Powrót do bazy, wypełnienie karty drogowej, zgłoszenie powrotu. Sprzątanie karetki, uzupełnienie opatrunków.
11.10
Herbata, chwila odpoczynku.
11.30
Przyjęcie nowego zlecenia – wyjazd.
11.32
Znów uraz nogi. Wezwanie pochodzi z miejscowości Tąpadła. - Na odcinku drogi Miłochów-Gogołów zaspy, strasznie wieje - opowiada pan Andrzej. - Boimy się o możliwość powrotu.
To rzeczywiście uraz nogi, konkretniej: stopy. Młodego chłopaka zespół karetki zabiera do szpitala. Udaje się przejechać mimo coraz gorszych warunków na drodze.
13.15
Powrót do bazy. Jak zwykle: zgłoszenie do CPR, wypełnienie karty drogowej.
13.25-13.40
Sprzątanie karetki. Na podłodze w wozie masa śniegu, wody i błota.
13.40-14.00
Chwila rozmowy z pozostałymi zespołami.
14.05-14.25
Obiad w pokoju socjalnym.
14.25
Zmycie naczyń.
14.30-15.00
Chwilowo nie ma zgłoszeń. - Oglądamy telewizor - mówi pan Andrzej.
15.00
Nowe zlecenie – tym razem dwie chore: transport z Latawca do Świebodzic na ul. Wałbrzyską oraz wyjazd do szpitala górniczego w Wałbrzychu na badanie MR (rezonansem magnetycznym).
15.03
Wyjazd do Latawca po potwierdzeniu wyjazdu. Na izbie przyjęć nie ma chorych. - A o godzinie 16.00 mamy być w szpitalu górniczym, więc wydzwaniamy o przyspieszenie - relacjonuje pan Andrzej. - Wreszcie przywożą chorych, jest godzina 15.20.
15.20
- Kładziemy na nosze panią na badanie MR, zabezpieczamy kocem i pasami, druga chora siedzi – opowiada kierowca-ratownik.
15.45
Świebodzice. - Odprowadzamy panią pod drzwi mieszkania i szybko do karetki – mówi pan Andrzej. Kurs na Wałbrzych. Tu zima w pełni.
- Walczymy z kolegą, by dojechać wózkiem do ośrodka tomografii - opowiada pracownik pogotowia. - Okazuje się, że badanie jest opóźnione o czterdzieści minut do godziny, więc czekamy. Zgłaszamy się do CPR i informujemy, co się dzieje. Nie są z tego zadowoleni.
Na długi czas jest bowiem zablokowana karetka. Ale nic nie można poradzić. Załoga czeka na recepcji. W końcu o godz. 18.00 koniec badania. Powrót do Latawca.
18.40
W świdnickim szpitalu zespół karetki zostawia chorą i wraca do bazy.
18.55
Zgłoszenie do CPR, wypełnienie karty drogowej i wyjazdowej.
19.00
Sprzątanie karetki, przekazanie pojazdu nocnej zmianie.
19.15
Szatnia, przebranie się w „cywilne” ubranie.
19.25
Wyjście z pracy i powrót do domu.
19.40
- Jestem w domu – mówi Andrzej Dudzic.