Po czym zasłonił się deską i zaśpiewał o draniu, który napluł mu na czoło. Deska też brała udział w akcie przemocy. Myślał, że będzie pusta świetlica, ale słyszy – bo nie widzi – że chyba jest pełna. (Dobrze, że tak wiele wyrazów rymuje się ze Świdnicą...) – Dedykuję koncert wam, ludziom kolorowym i poszukującym.
Przede wszystkim, był rap. Jazz pojawił się po chwili, wraz z kontrabasem i trąbką, a wcześniej jeszcze, niż jazz, pojawiła się przed sceną grupa tancerzy. A po następnych kilku minutach publiczność śpiewała razem z L. U. C. -em, który przeplatał rap z charakterystyczną, typowo jazzową wokalizą i naśladowaniem odgłosów zwierząt czy owadów. Zabrał głos w sprawie nielegalnie ściąganych plików muzycznych i zażądał braw dla fana, który zaprezentował mu kolekcję jego oryginalnych płyt. W tekstach prezentował dość spójną wizję świata, w której jednym ze słów kluczowych był „remont”. Udało mu się wykreować ciężką, hipnotyczną atmosferę muzyki. Dzielił się swoim życiowym doświadczeniem: „Nie mszczę się - każde sk... ństwo” zweryfikuje życie!” Umiejętności wokalnych mu nie brakuje, a znalazło się w tym wszystkim i miejsce na przekaz społeczny, tęsknoty i marzenia.