Oprócz karteczek pozostawianych w załamaniach cegieł domu Capulettich kochankowie piszą miłosne listy bezpośrednio na murze lub zostawiają tam zamknięte kłódki, które mają symbolizować zatrzymanie na wieki miłości swojego życia. Kluczyk zabierają ze sobą.
W 1992 roku Elvis Costello wraz z Brodsky Quartet nagrał płytę inspirowaną tą ujmującą tradycją. Za pomocą dwudziestu piosenek udało mu się nakreślić diametralnie różne charaktery pojawiających się postaci. Ich osobiste dramaty i odczuwanie miłości. Zdradzona kobieta, dziecko, dziewczyna, żołnierz, samobójca, starzejący się Romeo, czy diabelski sprzedawca, to tylko niektóre z nich. (www.teatr-muzyczny.home.pl). Katarzyna Groniec sama je przełożyła.
A teraz koncert: muzycy zajęli miejsca w ciemnościach z gitarą oraz przy fortepianie i zjawiła się bosonoga artystka w kusych spodenkach, stanęła na zalanym krwawym światłem postumencie, który budził skojarzenia z egzekucją – i zaśpiewała.
W centrum uwagi były listy, staromodny już sposób wyrażania uczuć, śmiesznostki i dramaty miłości, dzieje umierającego związku, różne rodzaje nadziei i poste-restante. I magiczne litery PS – ta tradycja też zanikła.
Po drugiej piosence przysiadła na swoim piedestale niczym ulicznik, potem akompaniowała sobie wykorzystując go jako perkusję. Chwilami krzyczała (jak krzyczała!), czasami przechodziła w sugestywny szept. Nie tylko miłość i łańcuszki św. Antoniego - była też parodia języka reklamy i zwierzenia nastoletniej morderczyni-psychopatki o imieniu Loretta. Nieoczekiwane pointy wywoływały śmiech publiczności.
Artystka zaśpiewała też swój radiowy przebój „List do wroga”, podczas którego na scenie nagle zrobiło się bardzo niebiesko, zakończony długim popisem muzyków. A potem znowu powróciły diagnozy wystawiane chorej miłości: „Żałosny cyrk”, „Prawie bym się dała nabrać”, „U Twych stóp składam mój świat”.