„Spowiedź Śpiącej Królewny” to manifest kobiecości, która wciąż w dzisiejszych czasach jest stygmatyzowana i poniżana. Bycie kobietą oznacza uwięzienie w nakazach i stereotypach. „Jedyna zmiana od czasów insurekcji kościuszkowskiej to ta, że polskie kobiety powinny płodzić dobrych piłkarzy na równi z powstańcami. Póki nie nadejdzie Mesjasz w krótkich spodenkach i korkach, długo nas jeszcze będą łomotać”. Próba wyjścia ze schematu zazwyczaj kończy się porażką. Emi bez skrępowania opowiada o swoim życiu, które mocno ją rozczarowało.
Razem z koleżankami z pracy (sama skończyła polonistykę, ale pracuje w hurtowni), rekompensuje sobie nieudane życie uczuciowe, robiąc dowcipy z napalonych adoratorów na „fejsie”. Kobiety przybrały pseudonimy bohaterek baśni. Mają się za lepsze od zwykłych kobiet tzw. „Dziuńdzi”, marzących jedynie o znalezieniu męża. A przecież to królewny w głębi duszy śnią o królewiczu na białym koniu, który je wyzwoli i uczyni ich życie szczęśliwym. Jednak wszyscy mężczyźni okazują się „Misiami”, karykaturami szlachetnych postaci z marzeń, wiecznie niedojrzałymi samcami, którzy przed trudnościami uciekają w nałogi, choroby lub fanatyzm.
Kobiety tkwią uwięzione w wysokiej wieży powinności, która w dzisiejszych czasach przybiera postać imperatywu bycia wiecznie młodą i piękną. Główna bohaterka ucieka albo w sen, marząc o śmierci, albo w kompulsywne obżarstwo. Pochłaniane przez nią kolejne pudełka ptasiego mleczka osładzają gorycz życia i zbliżają ją do nirwany.
Ukojenia nie znajduje nawet w domu. Rodzice jawią jej się jako widma i upiory. Pępowina dusi, bo nie została w porę odcięta, łączy dorosłą już przecież kobietę z toksycznymi rodzicami. Matka próbuje zachować resztki swojej urody i z pokaźną kolekcją peruk wciela się w hollywoodzkie seksbomby. Ojciec jest własnym cieniem, zniedołężniałym patriarchą, który ma religię za oręż.
Forma powieści Sieniewicza wymaga skupienia. Emi snuje swoją nić opowieści, ubarwiając ją fikuśnymi powiedzonkami w stylu: tarta tarką potarta. Jej język jest bogaty, pełen cytatów z literatury, parafraz i popkulturowych symboli. Czytając „Spowiedź...” możemy mieć dodatkową frajdę, zgadując, skąd to znamy. Niektórzy mogą poczuć w pewnym momencie znużenie taką formą i uznać ten zabieg za nużący i manieryczny. Jednak warto rozsmakować się w tym języku i bawić się nim, bo „Spowiedź...” jest także bardzo śmieszną historią.
Dawno nie czytałam tak fascynującej i ważnej książki o czymś. O nas, naszej tożsamości, historii, rodzinach. Obawiam się, że rozpaczliwe próby uwolnienia się od polskich kompleksów są skazane na porażkę. A postulaty przeobrażenia również nie znajdą posłuchu. Można nie zgadzać się z wizją polskości przedstawioną tutaj, może nas ona zaboleć. Ale daje okazję do wielu przemyśleń na najistotniejsze tematy. A na osłodę można się zatopić w ptasim mleczku. Coś nam się od życia należy, do kurki-nioski!
Mariusz Sieniewicz, Spowiedź Śpiącej Królewny, Znak 2012