Racje mają obie strony. Kopalnie jakoś muszą wywieźć kruszywo choćby do położonych właśnie w Goczałkowie bocznic kolejowych. Zamkniecie drogi dla ciężarówek oznacza zamknięcie naszych firm i wyrzucenie ludzi na bruk – mówili zgodnie właściciele wyrobisk. Z drugiej strony jest kilkuset mieszkańców, których domy pękają, a oni żyją w ciągłym huku i strachu przed potężnymi autami. Nie ma już nawet co wspominać o kompletnie zdewastowanej nawierzchni drogowej.
Podczas dzisiejszego spotkania to szefowie kopalń mieli przedstawić jakiś spójny pomysł na poprowadzenie transportu innymi trasami. Taki się jednak nie pojawił i o mały włos cała sprawa zakończyłaby się potężną awanturą, zwłaszcza, że powiat twardo stawia sprawę – od 1 lipca na drodze przez Goczałków będą mogły jeździć tylko samochody do 15 ton. Ostatecznie nastroje udało się trochę uspokoić. Jednym z pomysłów jest częściowe przesuniecie znaku ograniczającego tonaż, by był dojazd do jednej bocznicy. Inny to wprowadzenie identyfikatorów dla aut lokalnych firm. – Na tyle możemy się ostatecznie zgodzić – mówił sołtys Stefan Dudyk – ale to nie może być rozwiązanie docelowe.
Ostatecznie ustalono, że kopalnie będą się spotykały indywidualnie z przedstawicielami wsi, gminy i powiatu, by w szczegółach ustalić możliwe zmiany. Być może uda się także połączyć szeregi i wspólnie wywalczyć w samorządzie województwa budowę dawno zaplanowanej obwodnicy Strzegomia, która rozwiązałaby wszystkie problemy.