Druga rocznica ślubowania świdniczanina Marka Michalaka przypadła na niedzielę. W poniedziałek spotkał się z dziennikarzami w mieście, w którym urodził się 39 lat temu (i właśnie dziś obchodzi urodzony!). Marek Michalak ukończył pedagogikę resocjalizacyjną oraz studia podyplomowe w zakresie socjoterapii i w zakresie organizacji pomocy społecznej. W 1987 r. zainicjował utworzenie Koła Przyjaciół Dzieci Chorych Serce w Świdnicy (które przekształciło się w stowarzyszenie pod tą samą nazwą), działał też w Centrum Przyjaźni Dziecięcej w Świdnicy i Ogólnopolskim Forum na rzecz Praw Dziecka, a w 1994 r. został najmłodszym kawalerem Orderu Uśmiechu.
Przez dwa lata Marek Michalak wystosował 216 wystąpień generalnych do urzędów państwowych, w których wskazywał na potrzebę zmian w przepisach i istotne problemy społeczne. Tak jak zapowiadał jeszcze przed wybraniem na ten urząd, jeszcze w 2008 r. uruchomił Dziecięcy Telefon Zaufania (numer 800 12 12 12), który jest przeznaczony dla każdego młodego człowieka, który nie radzi sobie z problemami w szkole lub domu, jest ofiarą przemocy, chce pomóc rówieśnikowi lub potrzebuje rady, czy choćby zwykłej rozmowy. Na ten numer zadzwoniono już 73 tys. razy.
- Staram się robić to jak najlepiej potrafię i myślę, że wiele udało się zmienić – mówi Marek Michalak o ostatnich dwóch latach. Co się udało? Przede wszystkim wprowadzić do polskiego prawa jednoznaczny zakaz bicia dzieci. Uznać pediatrię i stomatologię dziecięcą za dziedziny priorytetowe medycyny. A także m.in. umorzyć składki emerytalno-rentowe z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej kobietom, które były jednocześnie pracownikami i przebywały na urlopach macierzyńskich.
Ale Rzecznik Praw Dziecka nie zajmuje się tylko suchymi przepisami. Sam Marek Michalak mówi o sobie, że jest praktykiem, nie teoretykiem.
- Konkretny Jaś z Tomkowej, albo Małgosia z Wierzbnem cierpi i on, ona lub ktoś w ich imieniu to zgłasza – mówi kawaler Orderu Uśmiechu. Takich spraw jest mnóstwo.
Jedną z nich był głośny dramat rodziny z Wielkopolski. Urodzoną właśnie Różę zabrano rodzicom, ponieważ stwierdzono, że kobieta nie interesuje się dzieckiem, a rodzina nie nadaje się do wychowania dziewczynki.
- Kobiety przecież cierpią czasem na szok poporodowy – tłumaczy zachowanie mamy Róży Marek Michalak. Walka o oddanie Róży rodzicom była długa, nagłaśniały ją ogólnopolskie media. Ale udało się. Rok później Rzecznik Praw Dziecka odwiedził rodzinę. Róża była pulchniutka i uśmiechnięta, a jej rodzeństwo wreszcie miało dziecięce marzenia. Przed rokiem Tomek, Ania i Natalka marzyli tylko o tym, żeby wszyscy dali im święty spokój (a przecież – jak mówi Rzecznik Praw Dziecka – nie może być tak, że dzieci marzą o tym, co im się należy). Teraz było inaczej: Tomek chciał quada, Ania sikającego misia, a Natalka grę komputerową.
- Przywróciliśmy dzieciom dziecięce marzenia – cieszy się Marek Michalak.
Sprawy, które trafiają do rzecznika są czasem niezwykle dramatyczne. Jak tragedia zgwałconego chłopca, którego oprawca był bezkarny, ponieważ stwierdzono u niego chorobę psychiczną. Mężczyzna nękał gimnazjalistę, chodził za nim, a na drzewach rozwieszał opisy tego, co zrobił chłopcu. Dopiero po interwencji Marka Michalaka udało się gwałciciela zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Teraz Rzecznik Praw Dziecka zabiega o to, żeby chłopca i jego mamę przenieść w inne miejsce w kraju, z daleka od bolesnych wspomnień i – niejednokrotnie – drwiących spojrzeń sąsiadów.
Przed rzecznikiem jeszcze sporo pracy. Przede wszystkim sprawienie, żeby zakaz bicia dzieci nie istniał tylko na papierze, ale też w świadomości Polaków. Ale też walka z wstrętnym - jak to określił Marek Michalak - procederem przetrzymywania dzieci o uregulowanej sytuacji prawnej w domach dziecka.