Jednemu człowiekowi udało się skupić wokół siebie wielbicieli teatru z siedmiotysięcznego miasteczka. Ten człowiek nazywa się Ryszard Dykcik. Nie wiadomo, co jest jego większym sukcesem: to że w 2006 roku spektakl „Droga w ciemności” Roberta Gawłowskiego - o Edycie Stein - zajął szóste miejsce w konkursie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Teatru Narodowego, a pan Ryszard prowadził tam jedyną amatorską grupę wśród sławnych laureatów, czy to, że od dziewięciu lat nieprzerwanie wystawia sztuki w każdym tygodniu i nie brakuje mu ani aktorów, ani publiczności.
Pan Ryszard przez trzy dni uczestniczył jako juror w XVII Przeglądzie Teatrów Szkolnych. Jak ocenia tegoroczne grupy? – Przygotowali bardzo różnorodny materiał, od bajki po sztuki o narkomanii, od teatru ruchu po formy klasyczne, jedne są lekkie, kabaretowe, inne poważne, o filozofii życiowej. Niewiele mnie zaskoczyło w tym roku, ale ponieważ uczestnicy powracają, poziom wzrasta z każdą edycją przeglądu, sztuki stają się coraz barwniejsze, znikły banalne błędy teatralne – teraz już można z tymi dziećmi rozmawiać o grze aktorskiej, co przedtem nie było możliwe. Wyniki będą w poniedziałek.
A co wystawia na swojej scenie? Niedawno były „Kobiety Szekspira” – czarownice z „Makbeta” wywoływały przed widownią Lady Makbet, Ofelię, Julię. Jego ulubiona sztuka to „Szmaragdowe tablice” – starożytni Grecy, egipskie bóstwa, dawne tajemnice, alchemia. Ta sztuka zajęła trzecie miejsce w konkursie TVP pt. „Dolina kreatywna”.
Kto u niego grywa? Ludzie od lat 5 do 55, z przeróżnych środowisk społecznych. – Przyjeżdżają z Wrocławia, Świdnicy, Szczawna. Łączy ich pasja teatru. Średnio przewija się tu 50 osób miesięcznie. Współpracujemy też z warsztatami terapii zajęciowej dla osób z upośledzeniem intelektualnym z Mokrzeszowa. Oni nam uszyli stroje na spektakl o Trzech Królach, grają na scenie, przyjeżdżają pooglądać. Dziś w roli króla wystąpi pan Jacek. I jeszcze dzieci, które normalnie pętałyby się po podwórkach i młodzież, która zamiast demolować przystanki, demoluje teatr – śmieje się pan Ryszard. Czy często jeżdżą na tournee? – Teraz kryzys nam trochę zaszkodził, ale przedtem zjeździliśmy całe południe Polski – przerywamy rozmowę, bo zaglądają jakieś dziewczyny. Chcą pożyczyć machinę do dymu na swoje przedstawienie.
Właśnie mamy premierę sztuki związanej z okresem adwentu – przez scenę przewija się siedem wróżek Sybill (właściwie sześć, bo jedna zachorowała) zapowiadając nadejście Bożego Narodzenia. Najstarsza ma naprawdę na imię Sybilla, a najmłodsza ma lat osiem. Ania nie opuszcza żadnego przedstawienia. Pozostałe to Marcelina, Ola, Kamila, Klaudia i mały Konrad, który gra anioła. Na 30 miejsc 27 jest zajętych. Na pewno nie wszyscy są rodzicami występujących dzieci – są nastolatki, kobiety w dojrzałym wieku, starsze osoby.
Sztuka, która zaczyna się trochę jak teatr szkolny, osiąga autentyczny efekt grozy, kiedy postacie nieruchomieją w ciemnościach, przy świetle świec, a z głośników rozlega się pieśń o Sybilli, wieszcząca apokaliptyczne klęski i zagładę świata, w wykonaniu Krystyny Sienkiewicz, zaprzyjaźnionej z Teatrem Bezdomnym. Podobno obiecała, że przyjedzie na którąś premierę.
- 23 grudnia zapraszamy na wigilię w domu wariatów, czyli w teatrze. Każdy przyniesie, co może. – żegnał się reżyser z publicznością.