Niezwykłe możliwości organów Hammonda można było poznać dopiero w balladach. Karolak w trakcie utworów kilkakrotnie zmieniał brzmienie swojego instrumentu, cały czas mając władzę nad charakterem i nastrojem kompozycji. Bawił się dźwiękami i brzmieniem, ukazywał widzom nie tylko swój kunszt, ale także wielkie możliwości ekspresyjne i artykulacyjne wspaniałego instrumentu, jakim są organy Hammonda.
Cały występ przesycony był wirtuozerią. Długie improwizowane partie solowe za każdym razem nagradzane były brawami publiczności. Największe brawa zebrał grający na perkusji Arek Skolik, za jeden ze swoich nielicznych wirtuozerskich popisów. Oklaski w trakcie perkusyjnej partii solowej rozlegały się kilka razy.
Wspaniałe, "zadymione" brzmienie saksofonu Piotra Cieślikowskiego dodawało nastroju utworom spokojnym, natomiast figlarna trąbka Jerzego Małka doskonale sprawdzała się w kompozycjach żywych. Nie brakowało również partii, w których wszystkie instrumenty współpracowały, a często również i przekomarzały się ze sobą. Widać było, że muzycy bardzo dobrze się dogadują, często ustalali między sobą co i w jaki sposób zagrać.
Szkoda tylko, że właśnie podczas takich koncertów, w których główną rolę odgrywa artykulacja, sala Klubu Bolko obnaża swoje największe słabości. Kilkakrotnie podczas występu nastrojowe i ciche utwory wieńczone były dobiegającymi z ulicy odgłosami klaksonów oraz syren.