Niegdyś pod kolejką linową na Kasprowy Wierch trzeba było czekać nawet kilka godzin, teraz w ciągu 10 minut ma się już bilet w kieszeni a ciągu kolejnych piętnastu można podziwiać piękno gór z perspektywy jednego z najpopularniejszych polskich szczytów. W restauracjach panuje tłok, na Krupówkach setki ludzi przemierzają deptak raz w jedną a później w drugą stronę. Zewsząd atakuje nas góralska muzyka, ogłoszenia o wolnych pokojach a na środku ulicy bajkowe stwory podające rękę. I mamy nieodparte wrażenie, że za wszystko trzeba płacić. A turysta traktowany jest jak „dojna” krowa z wielkim zasobem portfela. I jak zauważyła słusznie zresztą jedna pani w taksówce na prośbę górala o drobne pieniądze- u Was drobne są niepotrzebne tylko grube. Oni narzekają a my mamy za to narzekanie płacić. Bogacz przeciętny polski nie jedzie jednak do Zakopca, ale raczej w Alpy. Tu do nas, jeżdżą ciułacze, którzy z polskich pensyjek muszą się utrzymać. Nic to wszystko jednak. Widoki są niesamowite, atmosfera również. Na co nam Słowacja, na co nam Alpy jak mamy taką piękną przyrodę i krajobrazy.