Były przepiękne śpiewy, paliły się świece. W przeszło dwugodzinnym nabożeństwie wzięli udział parafianie i goście katoliccy. W trakcie największych świąt zawsze, jak usłyszeliśmy, pojawia się ktoś niespodziewany.
- To nabożeństwo ma rodowód bardzo starożytny – tłumaczy proboszcz parafii św. Mikołaja, Piotr Nikolski. – W trakcie liturgii kapłan częstuje wiernych poświęconym chlebem z winem, ale nie jest to komunia, tylko obrządek upamiętniający cud rozmnożenia chleba. Częścią nabożeństwa jest tzw. litija, sięgająca początków chrześcijaństwa, kiedy w mszach brało udział wiele osób oczekujących dopiero na chrzest. Oni, podobnie jak pokutnicy, nie mieli prawa wchodzić do kościoła, stali w przedsionku, więc kapłan wychodził do nich z błogosławieństwem.
Dziś będą świętować, jeśli udało im się uzyskać jednodniowy urlop. – W tradycji rosyjskiej Wigilii jako takiej nie ma – wyjaśnia ksiądz. – Jest ona natomiast w prawosławnej tradycji polskiej i to bardzo podobna do tradycji katolickiej, jest nawet łamanie się prosforą – chlebem liturgicznym – tak jak katolicy łamią się opłatkiem. Tradycja jest bardzo istotna, ale powoli dokonują się zmiany, na przykład teraz odprawia się część liturgii po polsku, co przedtem było nie do pomyślenia. W Rosji używamy wyłączne języka cerkiewno-słowiańskiego.
Typowa wieczerza wigilijna nie jest zresztą zgodna z tradycją prawosławną, bo w ostatnim tygodniu Adwentu obowiązuje najostrzejszy post i wtedy nie je się nawet ryb. A co państwo Nikolscy przygotują na świąteczny obiad? – Wielki kawał mięsa! – śmieje się ksiądz Piotr. – Po takim poście to dopiero smakuje!