Nalot szpaków zaskoczył wszystkich. Niewiele dawało gwizdanie, rzucanie petard, stukanie w parapety. Ptaki kompletnie ignorowały próby mieszkańców, którzy robili co mogli, by je przepłoszyć. Okazało się, że urzędnicy nie mogą pomóc, bo do na przeszkodzie stanęły procedury. Na profesjonalne przepłaszanie chronionych szpaków potrzebna była zgoda Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. A jak to w sprawach urzędowych, na szybkie jej uzyskanie Świdnica nie miała szans. Pozostawało codzienne szorowanie ławek i granitowej nawierzchni Rynku. Mieszkańcy sierpień i wrzesień przetrwali za zamkniętymi szczelnie oknami.
Jest jednak nadzieja, że za rok szpakom świdnicki Rynek już się nie spodoba. Miasto uzyskało zgodę na zastosowanie dwóch metod wypłaszania, gdyby znów chciały skolonizować lipy. Pierwsza – biosoniczna – wykorzystuje urządzenie, emitujące na zmianę głosy przestraszonych szpaków i polującej pustułki. Druga jest bardziej radykalna. W razie potrzeby miasto będzie mogło zatrudnić sokolnika.
Być może przepłaszanie w ogóle nie będzie potrzebne. Na początku przyszłego roku zostaną mocno przycięte lipy. Przerzedzone korony nie będą zachęcały ptaków do siadania. A na razie specjalna ekipa musiała zdjąć ozdabiające drzewa lampki i porządnie je przed Bożym Narodzeniem wyszorować.