Teoretycznie jest to plac manewrowy dla sklepu EKO, dawnego Domosu, ale od zawsze chodzą tędy mieszkańcy i uczniowie Gimnazjum nr 1. – Każdy może nadziać się na wystające z uszkodzonych płyt pręty zbrojeniowe, nie mówiąc o tym, że grzęźnie się po kostki w błocie – mówi pan Piotr. – Poza tym karetki pogotowia czy straż pożarna mają poważny problem, żeby tu wjechać po zniszczonych płytach – dodaje pan Janusz. A to jedyna droga do dwóch budynków przy Kozara-Słobódzkiego.
Cierpią także samochody mieszkańców, narażone na uszkodzenia misek olejowych i podwozia. _ Prosiliśmy o pomoc dwoje radnych, jednak efektu na razie nie widać. – mówią mieszkańcy. Sprawa stanęła nawet na Komisji Bezpieczeństwa Rady Miejskiej, bez skutku.
- Winna jest ciężka zima i fakt, że muszą tu wjeżdżać ciężkie samochody dostawcze – tłumaczy prezes Spółdzielni Zapis, Krystyna Stachowicz, która zarządza placem. – Dzieła dokończyli także zwykli kierowcy, którzy z naszego placu zrobili sobie miejsca postojowe albo skrót przy dojeździe do szkoły. Zdajemy sobie sprawę z fatalnego stanu tego miejsca i obiecujemy naprawę do połowy tego roku. Płyty zostaną porządnie umocowane, a uszkodzone zastąpimy nowymi. Będą także słupki ograniczające wjazd na trawnik i nowe płyty chodnikowe. – dodaje pani prezes. Przy okazji remontu doczekają się schody do sklepu.
Wszystkie te prace, niestety, przyniosą jeszcze jeden skutek. Spółdzielnia chce zakazać wjazdu samochodów należących do mieszkańców, parkować będą mogli w tym miejscu tylko klienci. To wywoła potężny konflikt, bo w tej części osiedla nie ma gdzie stawiać aut - alarmują ludzie. Pytają też, co z dojazdem służb ratowniczych?
Karetki i wozy strażackie oczywiście wjadą tu bez przeszkód – odpowiada prezes Stachowicz. Obiecuje także, że spółdzielnia rozważy, czy nie wyznaczyć kilku miejsc dla aut mieszkańców. Na razie jednak jeszcze co najmniej 2-3 miesiące ludzie będą się męczyć, bo na wszystkie zaplanowane prace nie ma dość pieniędzy.