Poza Dobromierzem i Świdnicą filmowcy odwiedzą także Kamienną Górę, gdzie będą kręcone sceny kolejowe i Bolków, gdzie w dawnym kościele ewangelickim wynajęto salę, w której odbywa się tytułowy maraton. Niestety, pogoda popsuła im szyki i sceny plenerowe trzeba było przenieść na następny tydzień.
Historia, która przywodzi na myśl słynny film Sydneya Pollacka z 1969 roku, „Czyż nie dobija się koni?”, wydarzyła się w Polsce naprawdę – kilka lat temu dwóch oszustów przemierzało kraj organizując maratony tańca, w których nagrodą były losy na loterię, w rzeczywistości puste. Ludzie, omamieni żądzą wygrania auta i innych cennych rzeczy, narażali życie i zdrowie w nielegalnych maratonach. O tym pisała w szeregu artykułów „Gazeta Wyborcza”, co zainspirowało reżyserkę. W filmie za wydarzenia odpowiada „podejrzana grupa społeczno-polityczna”.
Świdnicki szpital został wybrany nie tylko ze względu na walory wyglądu, filmowcy mogą się tu bowiem cieszyć całkowitym spokojem, którego nie znaleźliby w żadnej normalnie funkcjonującej placówce. Dziś kręcono scenę, w której ranny w wypadku główny bohater, Piotr (w tej roli Piotr Ligęza) spotyka na izbie przyjęć swoją żonę Monikę (Olga Frycz, córka Jana). Ona zasłabła podczas maratonu. W szpitalu ma miejsce kilka innych równie istotnych dla fabuły filmu scen. Dzięki uprzejmości władz miasta na planie pojawiły się także ambulans i radiowóz.
– Premiera jest planowana na lato przyszłego roku – mówi producent Sylwester Banaszkiewicz. – Dobromierz od trzech tygodni „odgrywa” w filmie rolę fikcyjnego miasteczka o nazwie Dąbie, a zatem oprócz dużej grupy zawodowych aktorów pojawi się w nim wielu „naturszczyków”. Pragnieniem pani reżyser było bowiem uchwycenie na gorąco życia małego miasta, połączenie filmu fabularnego z dokumentem.
Zdjęcia filmu przygotowuje Wojciech Todorow, scenografię Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński, kostiumy Dorota Roqueplo, a na ekranie zobaczymy wielu znanych aktorów, m. in. Joannę Kulig, Łukasza Simlata, czy Filipa Garbacza.