Tuż po 19.00 na placu Grunwaldzkim zaczęli się pojawiać pierwsi mieszkańcy. Wraz z rodzicami stał Przemek Warchał, który przy wsparciu cioci zrobił 96 papierowych tulipanów. – Tyle, ilu ludzi zginęło – mówił chłopiec. – Dzieci może nie do końca rozumieją, co się stało, ale wyczuwają emocje – dodała Aleksandra Kulak, która przyszła z synkiem. – On wie więcej, ale moja 4,5-letnia córka widząc nasze łzy podczas transmisji telewizyjnych przynosiła chusteczkę i wołała – nie płaczcie! Natomiast starsi, młodzież zdają egzamin. Byłam wzruszona, gdy uczniowie jednej z klas, w szkole, w której uczę, w poniedziałek przyszli ubrani na galowo. Nikt ich przecież do tego nie zmuszał.
Nikt nie nakazał uczestnictwa w Marszu Pamięci całym rodzinom, reprezentacjom szkół czy harcerzom. Przyszli zachęceni przez rodziców ze szkoły Podstawowej nr 105, którzy chcieli, by Świdnica – choć tak daleko od Warszawy – godnie uczciła pamięć Pary Prezydenckiej i 94 przedstawicieli parlamentu, wojska, urzędów państwowych, księży, Rodzin Katyńskich. To dla nich świdniczanie nieśli kwiaty, znicze i pochodnie, idąc z placu Grunwaldzkiego ulicą Żeromskiego, Kotlarską, przez Rynek, dalej Długą na plac Jana Pawła II. Tutaj przed tablicą upamiętniającą ofiary katastrofy pod Smoleńskiem jeszcze raz młodzież odczytała bolesną listę nazwisk. Popłynęły dźwięki żałobnych sygnałów, odegranych na trąbce z wieży katedralnej przez Piotra Natanka. Młodzież z MDK przygotowała wzruszający wiersz i piosenkę. Harcerze – podobnie jak przez cały dzień – trzymali warty.
Hołd zakończyła wspólna modlitwa, która poprowadził ks. prałat Jan Bagiński. Odchodzących błogosławił ks. infułat Kazimierz Jandziszak, apelując, by nie zaprzepaścić tej jedności, która połączyła Polaków nad trumnami poległych. – Oby nasz świat, nasza Polska za kilka tygodni, za kilka miesięcy wciąż pamiętała i była po prostu lepsza, bez kłótni i swarów.