Policja zatrzymała już sprawców kradzieży w Oświęcimiu. Grozi im do 10 lat więzienia za zniszczenie zabytku o szczególnym znaczeniu dla historii i kultury.
Tymczasem napis nad dawnym obozem Gross Rosen pojawił się już po wyzwoleniu. Byli więźniowie tego miejsca kaźni chcieli w ten sposób podkreślić, że obóz Gross Rosen był takim samym piekłem jak Auschwitz. - Dla nas te metalowe litery, to tak samo cenny zabytek, a przy tym dowód zbrodni, jakie tu popełniano – mówi dyrektor muzeum, Janusz Barszcz. Dlatego też natychmiast zwiększono nadzór nad obiektami muzealnymi, a jednocześnie rozpoczęto starania o dodatkowy monitoring całego terenu.
- To zdarzenie uświadomiło nam, że na tysiące zwiedzających zawsze może się zdarzyć jedna osoba niezrównoważona, zdolna dopuścić się rzeczy nieprzewidywalnych. Musimy takim incydentom zapobiegać – mówi dyrektor. W tej chwili teren muzeum w Rogoźnicy jest monitorowany przez firmę ochroniarską, a przy głównych obiektach, w tym również przy bramie głównej, znajduje się oświetlenie na fotokomórkę – włącza się, gdy w pobliżu ktoś się porusza. - Zamierzamy włączyć lampy w taki sposób, aby świeciły pełnym światłem od zmierzchu do rana – tłumaczy Janusz Barszcz.
Do firmy ochroniarskiej oraz komisariatu policji w Strzegomiu wysłano pisma z prośbą o zwiększenie nadzoru nad terenem dawnego obozu. Jednocześnie Dolnośląski Urząd Marszałkowski otrzymał wniosek o przyznanie funduszy na zainstalowanie przy muzealnych obiektach w pełni profesjonalnego monitoringu, z kamerami, możliwością nagrywania obrazu i bezpośrednią łącznością z komisariatem policji. - Jesteśmy w trakcie rozmów z ewentualnymi autorami projektu monitoringu – mówi dyrektor.
Jak dotąd – a Muzeum Gross Rosen istnieje od 25 lat – podobnego incydentu na terenie dawnego obozu nikt nie odnotował. - Ale to nie powód, aby tracić czujność. Zdarzenie z Oświęcimia to dla nas memento – podkreśla Janusz Barszcz.