Strażacy wyjechali po tym, jak burmistrz Kazincbarcika zwrócił się do władz Świdnicy o pomoc.
- Potok przepływający przez miasto wystąpił z brzegów i przechodząc w rwącą rzekę zalał ulice, place i budynki. W starej części miasta woda sięgała ponad dachy aut osobowych. Spora część domów jednorodzinnych stała w wodzie. Podobne szkody wyrządziła powódź w wielu miejscowościach w Polsce. Po geście solidarności z Kędzierzynem-Koźle, nie pozostajemy obojętni również na prośby o wsparcie płynące z zagranicy – mówi prezydent Wojciech Murdzek.
Głównym zadaniem Ochotniczej Straży Pożarnej ze Świdnicy było wypompowanie wody popowodziowej z najdotkliwiej zalanych obszarów miasta oraz piwnic domów, znajdujących się najbliżej rzeki. Z relacji Węgrów wynikało, że wysokość fali powodziowej dochodziła do 11 metrów, a najniższe punkty miasta i okolicy zalało do wysokości 4-4,5 metra.
– Zabraliśmy ze sobą dwie pływające pompy szlamowe o wydajności trzech tysięcy litrów na minutę oraz prawdziwego „giganta”, czyli potężną pompę umieszczaną na przyczepie wozu strażackiego o wydajności 200 tysięcy litrów na godzinę – mówi prezes Kalinowski.
W sumie nasi strażacy osuszyli cztery duże rozlewiska oraz kilkadziesiąt zalanych piwnic. Partnerzy z Kazincbarcika byli pod ogromnym wrażeniem sprawności świdnickiej drużyny i możliwości technicznych sprzętu, zwłaszcza, że jest to wyposażenie jednostki ochotniczej.
– Gdyby kiedykolwiek taka tragedia się u nas powtórzyła, nie będziemy zwlekać i od razu poprosimy o pomoc naszą partnerską Świdnicę w Polsce. Przyznam, że nie przypuszczałem, iż tak mała grupa, może w tak krótkim czasie wypompować tyle zalegającej wody – powiedział podczas pożegnalnego spotkania Peter Szitka, burmistrz Kazincbarcika.