Takich, jak Józef w świdnickim Schronisku im. Świętego Brata Alberta jest wielu. Niegdyś mieli dom, rodzinę, dziś nie mają nic. Jednych zniszczył alkohol, innych choroba albo inne sytuacje, na które nie mieli lub nie chcieli mieć wpływu. Dziś powoli budują swoje życie na nowo.
– Byłem zawodowym kierowcą. Przepracowałem 28 lat w świdnickim Przedsiębiorstwie Komunikacji Samochodowej. Zostałem odznaczony srebrną odznaką wzorowego kierowcy i złotą odznaką zasłużonego kierowcy – wspomina Józef. Ale jego losy potoczyły się zupełnie inaczej niż sądził. –Miałem w Świdnicy mieszkanie, jeden pokój. Żona piła, nie interesowała się dziećmi,. Już dawno ze sobą nie żyjemy, a córki się nie przyznają – dodaje Józef.
Świdniczanin choruje na serce. – Kiedyś zmiotło mnie w kościele. Poczułem straszny ból. Miałem zawał. Trafiłem do szpitala w Nowym Sączu, bo akurat w tamtych okolicach wtedy pracowałem. Od tego czasu wszystko się zaczęło – wspomina Józef. Potem trafił na ulicę. Świdniczanin nie chce wspominać tego okresu. Dziś mieszka w świdnickim Schronisku dla Bezdomnych, utrzymuje się ze skromnej renty. Okres życia na ulicy przypłacił amputowanymi stopami.
Takich, jak Józef jest wielu. Część z nich wciąż mieszka na ulicy, część trafiła do Schroniska Im. Świętego Brata Alberta.