Stanisława Stróżycka urodziła się 24 lutego 1922 r. w miejscowości Grabki Duże niedaleko Buska Zdrój. Obecnie jest to województwo świętokrzyskie. Tu spędziła dzieciństwo i młodość pod opiekuńczym okiem rodziców – Józefy i Jana. Uczyła się w Szkole Podstawowej. Ukończyła 7 klas. Miała dwie siostry: Zofię i Helenę oraz trzech braci: Jana, Stefana i Henryka.
Po ukończeniu 18 lat została skierowana do Niemiec do pracy przymusowej. Trafiła do miejscowości Altdorf, gdzie przebywała w latach od 1940 do 1945 r. Ciężko w tym czasie pracowała w rolnictwie, szczególnie na początku nie było jej łatwo. Nie znała języka i nie potrafiła pracować ani na roli, ani przy zwierzętach. Wszystkiego musiała się uczyć od podstaw. Miała jednak szczęście – trafiła do małżeństwa, które bardzo dobrze ją traktowało.
Po zakończeniu wojny wróciła do Polski. Zamieszkała w Granowicach w powiecie jaworskim. To tu po wojnie z kielecczyzny przeniosła się jej rodzina. Było więc naturalne, że pani Stanisława także postanowiła tu właśnie się osiedlić. Wyszła za mąż za Stefana Piekarskiego, z którym doczekała się trzech córek: Danieli, Zofii i Czesławy. Niestety, szczęście nie trwało długo. Pan Stefan zachorował i zmarł. Nie doczekał nawet narodzin najmłodszej córki Czesławy.
W 1953 r. wyszła drugi raz za mąż za Wincentego Stróżyckiego, który objął gospodarstwo w Czechach, gdzie razem zamieszkali. Urodziła dwie córki: Jadwigę i Ewę. W wieku 7 lat Jadwiga zmarła wskutek nieszczęśliwego wypadku. Dziewczynka została porażona prądem.
W pierwszych latach mieszkania w Czechach życie pani Stanisławy i jej rodziny było bardzo trudne. Przejęty budynek mieszkalny i pomieszczenia gospodarcze były zniszczone i małżeństwo własnymi siłami naprawiało je, jak mogło. Jako przydział otrzymali także 7 ha roli, którą uprawiali ręcznie i konno.
– Trudne to były czasy. Niczego nie było, nic nie można było kupić. W dzień pracowałam w polu i przy zwierzętach, a wieczorami szyłam ubrania i pościel. Prałam na tarze. Ale ludzie pomagali sobie nawzajem, np. przy wykopkach. Jedni chodzili do drugich na tzw. dorobek. Kobiety spotykały się zimą i skubały pierze z gęsi na poduszki i pierzyny. Wspieraliśmy się wzajemnie – wspomina pani Stanisława.
Niestety, drugi mąż uległ wypadkowi. Po upadku z wozu nie mógł chodzić. Pani Stanisława nie tylko sama zajmowała się gospodarką, ale także opiekowała się mężem. Po jego śmierci jeszcze przez 3 lata sama prowadziła gospodarstwo. Zawsze starała się, by dom był ciepły i przytulny. Nic dziwnego, że praktycznie każde wakacje spędzali z babcią wszyscy wnukowie. Dzisiaj zgodnie przyznają, że pani Stanisława robi najlepsze ciasto drożdżowe na świecie.
Jubilatka doczekała się pięciu córek, dziewięciorga wnuków, osiemnastu prawnuków i siedmiu praprawnuków.