Słowa stanowiące tytuł tego artykułu według Radosława Skowrona są dowodem na wielkość najsłynniejszej świdniczanki. Za opowiedzenie się, nawet w tak zawoalowany sposób, za systemem kopernikańskim w czasach, kiedy na stosie spłonął Giordano Bruno a Galileusz musiał odwołać swe nauki, mogły jej grozić poważne konsekwencje.
Jak się czuje laureat? – Dla nominowanych to nie jest takie oczywiste, że się dostanie nagrodę, obraduje przecież kolegium, składające się z ludzi, którzy wywodzą się z różnych środowisk, więc dla osób nagrodzonych jest to jakiś znaczący głask. – uśmiecha się pan Radosław.
Jak się zaczęła przygoda z Marią Kunic? – Jest pewna grupa wybitnych świdniczan, którą należy przybliżyć współczesnym mieszkańcom, to może tworzyć zręby tożsamości. Maria zaistniała w okresie humanizmu. To był Złoty Wiek Świdnicy, jej pojawienie się świadczy o randze miasta w tamtych czasach. Właściwie, obok Anny van Schurman to jedyna europejska uczona tej miary we wczesnym okresie nowożytnym.
Do połowy XIX wieku Maria była postacią znaną w Europie powszechnie. Dopiero nowoczesne odkrycia naukowe przyćmiły jej pamięć. A przecież kontaktowała się z najwybitniejszymi umysłowościami epoki, na przykład z Janem Heweliuszem.
To właśnie listy Marii i Heweliusza stanowią największą dumę pana Radosława. – Dzięki pomocy pani profesor Karoliny Targosz z Krakowa udało mi się zdobyć ich kopie w Bibliotece Narodowej Francji i w tamtejszym obserwatorium. To chyba była najtrudniejsza część naszych poszukiwań.
- Miałem także pomysł, żeby kamienicę, w której mieszkała Maria, zdobił zegar słoneczny. Niestety pojawiła się trudność techniczna – fasada nie jest bezpośrednio skierowana na południe, występuje odchylenie, co znacznie utrudnia wykonanie tego projektu – no, ale zobaczymy.