Harriet i Dawid, główni bohaterowie "Piątego dziecka" Doris Lessing, są zbyt konserwatywni i staroświeccy jak na szalony swingujący Londyn lat sześćdziesiątych. Do tego marzą o kilkorgu dzieci, co również nie jest powszechne i popularne. Bliscy są przeciwni ich planom szybkiego powiększenia rodziny, jednak Harriet stawia na swoim i w przeciągu sześciu lat rodzi czworo cudownych dzieci. W opiece nad gromadką pociech pomaga jej mama (ach, co byśmy poczęli bez instytucji babci), dzięki której możliwe jest utrzymywanie wielkiego domu. No właśnie, wymarzony dom wprowadza niepokój i jest chyba pierwszym sygnałem, że wydarzy się coś niedobrego. Według jednej z bohaterek powieści jest ponury i obmierzły, do tego zbyt ogromny, bo trzypiętrowy, ze strychem, mnóstwem pokoi i korytarzy, a także otoczony zaniedbanym ogrodem. Motyw jak z wiktoriańskiej powieści grozy, brakuje tylko ducha, który straszyłby mieszkańców tego domostwa. Zamiast niego pojawia się tytułowe piąte dziecko - Ben, które burzy spokój idealnej rodziny.
Od tego momentu zaczyna się historia rodem z książki "Dziecko Rosemary" Iry Levina. Harriet bardzo źle znosi ciążę, według jej słów płód ją zatruwa. Rosnącego w niej niezwykle szybko dziecka nie nazywa inaczej niż dzikus, stworzenie, a nawet wróg. Nie wiemy, czy jest to wyolbrzymiona reakcja matki na niechcianą ciążę, czy rzeczywiście coś jest nie w porządku.
Autorka jest świetna zarówno w kreowaniu nastroju grozy podczas oczekiwania na przyjście na świat nieznanego, jak i w kreśleniu różnorodnych emocji targających kobietą w ciąży. Harriet wciąż czuje na sobie presję bycia dobrą matką, cierpliwą, wyrozumiałą i kochania swojego dziecka bezwarunkowo. A co kiedy ono przeraża? Dlaczego to kobieta ponosi całą winę i jest piętnowana za wydanie na świat odmieńca, trolla, gnoma, bo tak jest określany Ben? Z drugiej strony jest to tylko dziecko, mimo że w jego oczach czai się okrucieństwo. Podobną toksyczną relację między matką a synem znajdziemy w powieści Lionela Shrivera "Musimy porozmawiać o Kevinie", której ekranizację możemy oglądać teraz na ekranach kin.
Doris Lessing zadaje sobie pytania natury antropologicznej i zastanawia się, czy zło i sadyzm tkwią w człowieku od zawsze jako element ludzkiego genomu? Czy ukrywa się w nas natura neandertalskich przodków, gotowa w każdej chwili dać o sobie znać w sprzyjających okolicznościach? Mam wrażenie, że diagnoza co do przyszłości naszej kultury brzmi pesymistycznie. Czytajmy więc tak świetnie napisane i mądre książki, może powstrzymamy inwazję barbarzyńców?
Doris Lessing, Piąte dziecko, Warszawa 2005