To zwyczaj pierwotnie słowiański, a wtórnie związany z Poniedziałkiem Wielkanocnym. Śmigus polegał na symbolicznym biciu witkami wierzby lub palmami po nogach i wzajemnym oblewaniu się wodą, co symbolizowało wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także i z grzechu. Na śmigus nałożył się zwyczaj dyngusowania ("dyngowanie"), dający możliwość wykupienia się pisankami od podwójnego lania. Nie wiadomo, kiedy te dwa obyczaje się połączyły. – czytamy w „Wikipedii” – Stąd słowo „Dyngus” wywodzone jest od niemieckiego słowa "dingen" co oznacza "wykupywać się" lub "dyngować" (inne znane określenia: "dyng", "szmigus", "wykup" lub "datek”. Inna teoria mówi, że tak brzmiało jedno z ludowych imion diabła.
Jest to tradycja bardzo stara, jedna z ustaw synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku pt. "Dingus prohibetur", przestrzega przed praktykami, mającymi niechybnie grzeszny podtekst: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (...), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”. W poniedziałek bowiem młodzieńcy oblewali panny, a te rewanżowały im się we wtorek. Kto nie został oblany, czuł się nieatrakcyjny. Ponieważ od oblewania można się było wykupić pisanką, każda panna starała się, by jej kraszanka była najpiękniejsza. Chłopak, wręczając tego dnia pannie pisankę, dawał jej do zrozumienia, że mu się podoba.
Niestety, to co dawniej było miłą ludową tradycją, przerodziło się, zwłaszcza w miastach, w znacznie mniej sympatyczne atakowanie z wiadrem czy butelką wody każdego, kto akurat pojawi się na ulicy, zwłaszcza, jeśli nie potrafi skutecznie uciekać, bo jest, dajmy na to, starszą osobą. Warto pamiętać, że za zniszczenie wodą ubrania można zostać ukaranym mandatem. W przypadku poważniejszych strat policjanci mogą nawet skierować wniosek o ukaranie sprawcy do sądu.
Torba foliowa z wodą wyrzucona z okna może zbić szybę w samochodzie. Ale może też przetrącić kręgosłup. Także w Śmigus-Dyngus warto zachować umiar. Bo przesada może się skończyć mandatem o wysokości do 500 zł, a nawet więzieniem. – czytamy w wiadomosci.gazeta.pl – Po świętach zdecydowanie polepsza się koniunktura w warsztatach samochodowych. Koszt czyjejś wesołej zabawy to w zależności od marki samochodu i rodzaju uszkodzenia od 300 do 1200 zł. A jak wycenić poważny uszczerbek na zdrowiu, jeśli dostaniemy w głowę?
Dlatego znajdźmy granicę między zabawą a wylewaniem swoich frustracji na bliźnich.