Jak wynika z artykułu zatytułowanego „Donald Tusk miał być w Wałbrzychu. Dlaczego nie dotarł?”, wizyta premiera w naszym mieście zaplanowana była na ubiegły tydzień.
„Wizyta premiera w mieście miała być szczególna. Planowano, że Tusk nie tylko będzie przebywał w Wałbrzychu zwyczajowe kilka godzin, ale zostanie również na noc. Ustalony harmonogram był bardzo napięty. Jednym z jego najważniejszych punktów była wizyta w wałbrzyskim szpitalu. Tym, w którym prezydent miasta Roman Szełemej pracuje na ćwierć etatu jako ordynator oddziału kardiologicznego”- pisze dziennikarz Wyborczej.
Jak wynika z tekstu Jacka Harłukowicza, Donald Tusk prawdopodobnie nie wiedział, że prezydent Szełemej łączy funkcję lekarza i samorządowca.
„Na dzień przed podróżą premiera do Wałbrzycha, podczas czwartkowej debaty nad odwołaniem ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, przykładu Szełemeja do ataku na rząd użyła posłanka PiS Anna Zalewska…. Zaraz po tej wypowiedzi, w ubiegły czwartek późnym popołudniem, do działania przystąpiło Centrum Informacyjne Rządu. Bardzo dokładnie prześwietlono sytuację, a gdy okazało się, że Zalewska ma rację, późnym wieczorem wizytę odwołano” – pisze w swoim artykule Jacek Harłukowicz.
To według dziennikarza Wyborczej nie jedyny powód odwołania wizyty w Wałbrzychu. Drugim jest spór zbiorowy, jaki prowadzi personel szpitala, w którym pracuje prezydent Szełemej, z dyrekcją placówki.
„Prezydent Wałbrzycha wielokrotnie bronił się, że na łączenie stanowisk pozwala mu opinia, o jaką wystąpił do MSW. Znamy jej treść - to dokument ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych (dziś ministra skarbu) Włodzimierza Karpińskiego. Przyznaje on co prawda, że nie ma bezwzględnego zakazu dodatkowego zarobkowania, ale „jego działalność winna się koncentrować przede wszystkim na wykonywaniu związanych z nim [mandatem prezydenta - przyp. red.] zadań publicznych (...). Ubieganie się o funkcję prezydenta oraz jej pełnienie jest przecież aktem dobrowolnym, zaś znając następstwa tego faktu, w postaci pozytywnych i negatywnych konsekwencji, osoba piastująca daną funkcję musi liczyć się z pewnymi ograniczeniami w działalności wykraczającej poza sferę mandatu (...) Służba publiczna winna być zatem jedynym źródłem utrzymania funkcjonariusza publicznego" – pisze w swoim artykule Jacek Harłukowicz.
Dziennikarz Gazety Wyborczej dotarł do informacji, jakoby premier Donald Tusk zażądał wyjaśnień dotyczących tej konkretnej sprawy od szefa dolnośląskich struktur PO Jacka Protasiewicza.