- Zgodziła się Pani wspierać Bankową Akcję Honorowego Krwiodawstwa. Bardzo nas to cieszy. Czy ta tematyka w jakikolwiek sposób pojawiła się w Pani życiu? Może była Pani krwiodawcą, może ktoś bliski potrzebował krwi i nie było jej wówczas w dostatecznej ilości?
Kayah: Po pierwsze zawsze staram się wykorzystywać potencjał mojej popularności w pozytywnym kierunku. Uważam to za sprawę naturalną, nie jest to żadne bohaterstwo. Po drugie, muszę szczerze wyznać, że całą akcję i ideę bardzo wspieram, tym bardziej, że sama nie mogę być dawcą. Od kilku lat zmagam się z chorobą immunologiczną, silną niedoczynnością tarczycy, co absolutnie mnie wyklucza z grona dawców. Dowiedziałam się o tym 2 lata temu, wspierając właśnie akcję mającą na celu propagowanie honorowego krwiodawstwa, jak również propagowania systematycznych badań krwi, co może pomóc w szybkim zdiagnozowaniu choroby i podjęciu działań leczniczych. Współpracując z Fundacją Urszuli Jaworskiej, wspierając jej idee, nawet pozując reporterom do zdjęć, w momencie pobierania krwi, dowiedziałam się, że z grona dawców muszę być wykluczona. Ten temat nie jest mi zatem obcy. Jeszcze wcześniej brałam udział w kampanii społecznej na rzecz banku szpiku kostnego. Zaraz potem miałam sama przykrą przygodę z podejrzeniem białaczki i sama byłam bliska poszukiwania dawcy... Życie nieraz płata figle i nigdy nie wiemy czy pomagając, za chwilę sami nie będziemy tej pomocy potrzebować. Na szczęście nigdy nie potrzebowałam krwi dla najbliższych, ale często zdarza mi się poszukiwać rzadkiej krwi dla potrzebujących, i wtedy się bardzo angażuję. Ważne jest by ludzie mieli świadomość, że krew to życie, że warto bezinteresownie pomagać, że miłość bezwarunkowa podlega dziwnej zasadzie matematycznej, gdy się ją dzieli, to się ją mnoży.
- Czy ma Pani pomysły w jaki sposób wspierać naszą akcję honorowego krwiodawstwa i zachęcać innych do oddania krwi?
Kayah: To praca u podstaw. Kwestia honoru, bezwarunkowości i szlachetności. Nie każdy posiada te cechy, ale u każdego można wypracować te wartości dając przede wszystkim przykład. Mówienie głośno o ludzkich sprawach, być może w przewrotny lub dowcipny sposób może zdziałać cuda. Na pewno musimy pamiętać, że każdy z nas, może kiedyś potrzebować pomocy.
- Kayah to nie tylko artystka, ale też przedsiębiorca. Czy trudno jest pogodzić artystyczną swobodę z surowymi wymogami rządzącymi w biznesie?
Kayah: Z pewnością nie jest to łatwe, ale mnie trudności nie przerażają. Ważne są priorytety i jeśli jest nim wierność sobie i brak prostytucji artystycznej, droga jest tylko jedna. Mam szczęście otaczać się współpracownikami, którzy myślą podobnie, muzyka to przede wszystkim pasja, a kiedy jest się jej oddanym, wszystko inne schodzi na boczny tor. Nie mówię, że w naszej działalności nie zależy nam na zarabianiu pieniędzy... Są nam niezbędne do kolejnych inwestycji w ciekawe projekty i cudowne talenty. Chcę jedynie zaznaczyć, że pieniądze nie są celem nadrzędnym, a jedynie środkiem w podążaniu do celu, JAKIM jest nasza działalność wydawnicza.
- Jaki jest Pani stosunek do oszczędzania i pieniędzy?
Kayah: Pieniądze są po to, by z nich korzystać. Kiedy jednak mamy marzenia do realizacji których potrzebna nam jest większa kwota, rozsądne gospodarowanie jest oczywiste. Skąpstwa nie rozumiem. Mam wrażenie, że im mniej jesteśmy przywiązani do materialnych kwestii, tym swobodniej mogą one do nas przypływać. Tak to wygląda w moim życiu.
- A najbliższe koncerty, gdzie będzie można Panią usłyszeć?
Kayah: Teraz przede mną zasłużone wakacje po majowych i czerwcowych koncertach, ale zaraz po powrocie znów będę koncertować po Polsce z moim zespołem. Przede mną także parę ciekawych projektów. 11 sierpnia biorę udział w wielkim koncercie w Gdańsku SOLIDARITY OF ART gdzie będę mieć zaszczyt współpracować z Tomaszem Stańko, obok Richard’a BonY I samego Quincy Jones’a. Natomiast 31 sierpnia podczas Festiwalu Warszawa Singera wystąpię na Placu Grzybowskim, z Transoriental Orchestra pod kierownictwem muzycznym Atanasa Valkov i z gościnnym udziałem Marcina Wyrostka, w specjalnie na ten dzień przygotowanym repertuarze pieśni żydowskich, pochodzenia sefardyjskiego, izraelskiego, w yiddish, a także po polsku.
- Jakie plany wydawnicze szykują się jesienią w Kayaxie, czy wspieranie młodych artystów to misja, czy inwestycja?
Kayah: U nas ciągle coś się dzieje. Po sukcesach płyty „Boso” zespołu Zakopower i książki „Wyśpiewam Wam Wszystko” Uli Dudziak, wyszła piękna płyta Mai Kleszcz „Odeon”, zespół June nagrał dwupłytowe wydawnictwo „July Stars”, na które zaprosili m.in Anię Dąbrowską, Kasię Nosowską, Agę Zaryan, Ulę Dudziak, Mikę Urbaniak, Andrzeja Dąbrowskiego, czy moją skromną osobę. Za nami tez premiera wspaniałego jazzującego kwartetu smyczkowego Atom String Quartet i mojej ulubionej wokalistki Natalii Lubrano. Na pewno wydawanie płyt młodym, nieznanym artystom wymaga od nas bardzo dużego nakładu czasu, pracy i funduszy. Zazwyczaj tylko jeden na pięć projektów się zwraca i przynosi zysk, który można zainwestować w kolejne projekty. W naszej pracy wydawniczej najważniejsza jest inwestycja w kulturę, wierzymy, że polskie społeczeństwo potrzebuje dobrej sztuki, czegoś więcej niż proponują media komercyjne. Niestety nie wiąże się to często z zyskami, ale satysfakcja z posiadania tak utalentowanych artystów w naszym katalogu, wynagradza nieczęste zyski. Inwestycja w kulturę zawsze się opłaca. Dlatego już jesienią światło dzienne ujrzy długo wyczekiwana przez nas płyta “Wilcze łyko” Sqbassa świetnego, charyzmatycznego wokalisty, znanego ze współpracy ze Smolikiem, debiutancka płyta przekornie nazwana „The best of” niepokornej i bezkompromisowej, a przy tym nieprzeciętnie zdolnej Pani Galewskiej, czyli Aleksandry Galewskiej półfinalistki programu „Voice of Poland”, czy nowe wydawnictwa zespołu Loco Star i Fox’a. Przed nami mnóstwo fantastycznych premier. Nie mogę się już ich doczekać.