O zagrożeniach związanych z polem elektromagnetycznym zajmująco opowiadał prezes Klubu Łączności Radiowej SP6 PZG, inżynier Dionizy Studziński.
W typowym gospodarstwie domowym podobno nic nam nie grozi – żelazko czy lodówka wytwarzają 120 wolt na metr, toster czy suszarka do włosów – 80, a świecąca żarówka pięć, podczas gdy limit Światowej Organizacji Zdrowia dla pola elektrycznego wynosi 5000. Podobnie jest z polem magnetycznym, o ile zachowamy wymaganą odległość 30 cm od obiektu. Jeśli więc nikt nie przykłada głowy do pracującego telewizora, odkurzacza czy pralki, to przy suszarce pojawia się już problem, a szczególnie poszkodowani zostali panowie – z racji wysokiego pola magnetycznego wytwarzanego przez maszynkę do golenia.
A więc jeśli nie mamy w domu stacji transformatorowej, a nad domem linii wysokiego napięcia, możemy żyć długo i szczęśliwie. A co jest bardziej niebezpieczne? Swojska komórka, czy stacja bazowa telefonii komórkowej, powszechnie zwana masztem, która na ogół budzi obawy?
– Natężenie pola elektromagnetycznego w przypadku telefonu komórkowego, który mamy przy sobie, jest 10 000 razy większe niż 100-woltowej stacji bazowej, znajdującej się w dużej odległości od nas. Przeciętna komórka ma moc na poziomie jednego wata, ale trzymana bezpośrednio przy głowie przekracza dopuszczalne limity 1600 razy. Jeśli odsuniemy ją o centymetr, przekroczenie spadnie do 160 razy. – mówił inżynier Studziński. – Najlepiej byłoby odsunąć ją o metr od głowy...
– Pole doskonale się wchłania, jeśli zachodzi tzw. zjawisko rezonansu. U dzieci występuje ono znacznie silniej, telefon komórkowy nie jest zatem zabawką, a rozmowy, które prowadzi dziecko, należy ograniczać.
Co zrobić, żeby komórki przestały nam zagrażać? – To proste. Postawić obok stacji bazowej drugą stację bazową. Nowoczesny telefon reguluje moc nadawania. Jeśli jest bardzo wysoki sygnał, natychmiast ją obniża. A wysoki sygnał jest tylko wtedy, kiedy jesteśmy blisko stacji bazowej. To jest właśnie ten absurd. Jak postawimy ich więcej, to będziemy zdrowsi. – orzekł inżynier.
Poprzednikami telefonów cyfrowych były telefony analogowe. Po 16 latach badań szwedzcy uczeni wykryli zanik komórek mózgowych u osób, które dużo przez nie rozmawiały. Po odstawieniu telefonu komórki zaczynały się regenerować, ale zanim lepiej zbadano to zjawisko, telefonia analogowa zanikła. Jej następczyni, telefonia cyfrowa, również według naukowców wywołuje efekty uboczne u stałych użytkowników – mniej agresywne guzy mózgu, przeciążenie układu nerwowego, bóle i zawroty głowy oraz... okresowy wzrost inteligencji. – A to nie jest pozytywny objaw, to chwilowa reakcja organizmu na zbyt wysokie pole elektromagnetyczne. Nie zalecamy więc tej metody studentom. – śmiał się Dionizy Studziński.
– Co zatem robić? – Na przykład przekładać telefon z ręki do ręki w trakcie rozmowy. – radził prelegent – Oko jest doskonale chłodzone przez płyny, ale nie ucho. Nie należy nosić komórki przy tak zwanych organach miękkich. Nie w wewnętrznej kieszeni kurtki, bo serce, nie przy pasku, bo śledziona świetnie wchłania pole, a panowie powinni zapomnieć o wkładaniu jej do przedniej kieszeni spodni... Telefon komórkowy cały czas pracuje, wysyła sygnały do stacji bazowej. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się damska torebka.
Wniosek? – Trzeba z tym żyć, bo nie wrócimy do przeszłości. Nauczmy się jednak kontrolować własne korzystanie z telefonów komórkowych, bo stanowią one obecnie jedno z najniebezpieczniejszych źródeł pola elektromagnetycznego w naszym życiu. – konkludował Dionizy Studziński.