Wtorek, 3 grudnia
Imieniny: Franciszka, Ksawerego
Czytających: 1297
Zalogowanych: 1
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Świdnica: Kto się boi przedsiębiorców…

Czwartek, 8 kwietnia 2010, 13:53
Aktualizacja: 21:35
Autor: red.
Świdnica: Kto się boi przedsiębiorców…
Fot. Wiktor Bąkiewicz
Nazywani pogardliwie prywaciarzami, nękani idiotycznymi przepisami, bez grosza – dziś dorównują rozmachem i siłą przetrwania wielkim, bogatym koncernom. Świdnccy przedsiębiorcy, tutejsi, polscy, lokalni, dają pracę 4 tysiącom ludzi. Wśród nich jest Edward Szywała, współwłaściciel spółki Galess, prezes Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców Świdnickich, które świętuje jubileusz 20–lecia.

- Jak zarobić pierwszy milion?

Edward Szywała – Ciężką pracą. To po pierwsze, a po drugie żeby zarobić ten przysłowiowy pierwszy milion trzeba mieć pomysł, determinację i konsekwencję. Pewnie, że zdarza się łatwy, duży i szybki zarobek, choćby na giełdzie. Ja takich zdolności nie miałem i nigdy w nic nie grałem.

- Ale wtedy, ponad 20 lat temu, kiedy Pan startował wraz z całą grupą obecnych właścicieli prężnych firm , skąd były te pierwsze pieniądze? I pomysły?

E.Sz. – Startowaliśmy jeszcze w latach 80-tych, ogromna większość obecnych członków Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców. Pieniądze były jakby mniej ważne. Najpierw był pomysł i wiedza. Prawdziwą kuźnię kadr stanowiły zakłady przemysłowe w Świdnicy. Kończyliśmy studia, trafialiśmy tam do pracy i uczyliśmy się zarządzania, organizacji, kierowania zespołami…

-…w takich PRL-owskich molochach?

E.Sz. – No oczywiście. Ja po studiach chemicznych trafiłem na stypendium fundowane do Pafalu i już po 4 miesiącach byłem na tyle wyszkolony, że zostałem kierownikiem wydziału.

- Kariera była możliwa bez „pleców”, wujków, ciotek, znajomego I sekretarza partii?

E.Sz. – Nie miałem takiego wsparcia! Do Świdnicy przyjechałem z Wrocławia i była to dla mnie dziewicza ziemia. Kluczem do sukcesu okazała się raczej moja determinacja i wrodzona potrzeba działania. Nie potrafiłem usiedzieć w jednym miejscu, robić „odtąd dotąd”. Poszukiwałem, próbowałem, rozpierała mnie ogromna energia. Zawsze wybiegałem w przyszłość i to zostało dostrzeżone, ale… No właśnie, po 6 latach doszedłem do ściany, w tym zakładzie nie widziałem dla siebie szans na rozwój. Wtedy zapadła decyzja, inspirowana zresztą przez moją żonę Annę – idę na swoje! Polska była wówczas specyficznym krajem w całym bloku wschodnim, gdzie prywatna inicjatywa nadal funkcjonowała. Inaczej było w Czechosłowacji czy na Węgrzech. I skorzystałem z okazji, choć to było spore ryzyko.

- Wówczas prawo kompletnie nie było dostosowane do prowadzenia prywatnej działalności, atmosfera wokół takiego biznesu też była kiepska, ale nie było morderczej konkurencji. Może było łatwiej?

E.Sz. – I wtedy nie było łatwo, i teraz jest trudno. Był inny system – realnego socjalizmu, własność państwowa była hołubiona, a my byliśmy wstrętnymi prywaciarzami, którzy żerują na pracy rąk ludzkich, do tego przepisy były bzdurne i paranoiczne. Proszę sobie wyobrazić, że ja, będąc po studiach z elektrochemii, kierując wydziałem pokryć galwanicznych w Pafalu, ucząc pracowników na mistrzów galwanizerów, ba egzaminując ich, musiałem przy zakładaniu własnej firmy zdawać państwowy egzamin na galwanizera! Dziś to się w głowie nie mieści, ale teraz są inne problemy. Wówczas nie istniała konkurencja na rynku. Współczesne firmy muszą walczyć o przetrwanie, czując na plecach oddech rywali. Jest wolny rynek, przepływ informacji, Internet, otwarta Europa, inwestycje zachodnie, więcej prężnych, wykształconych młodych ludzi…W tej chwili banalny pomysł nie ma szans na przebicie. Jeśli już – musi być tak prosty, że aż genialny, albo absolutnie innowacyjny. W tej sytuacji zdecydowanie łatwiej nie jest i wciąż liczy się determinacja, wytrwałość i długofalowe myślenie.

- A propos długofalowości. Od 20 lat Stowarzyszenie zaprasza do Świdnicy czołowych polityków. Uprawiacie lobbing?

E.Sz. – Skąd! Jesteśmy apolityczni, zapraszamy ludzi od prawej do lewej strony politycznej. Gdybyśmy przyjęli jakąkolwiek opcję, już dawno by nas nie było. Spotkania w ramach Forum Gospodarczego, nie tylko zresztą z politykami, są naszym sztandarowym „produktem”. Ktoś ostatnio podsumował, że Andrzej Olechowski był naszym 123 gościem. To jest wymiana myśli, informacji, inspiracja, dyskusja, promocja naszego regionu, a także dzielenie się problemami. Oczekujemy szacunku i poważnego traktowania także od polityków, bo przecież tworzymy miejsca pracy, jesteśmy po prostu cenni. Tymczasem doszło do jakiejś histerii. Czy obecnie rządząca partia, liberalna w założeniach, spotyka się z przedstawicielami biznesu? Nie. Jesteśmy traktowani jak czarne owce, nie należy się z nami spotykać, bo to jest naganne. Na szczęście wielu innych rozumie, że tu nie chodzi o śliskie sprawy, a o normalną wymianę myśli, poglądów i wiedzy.

- Gdyby Pan miał wybrać najważniejszą datę w czasie, od kiedy prowadzi Pan własny biznes, to…

E.Sz. –…byłby 4 czerwca 1989 roku. Bez wahania; najistotniejszy moment, kiedy po wolnych wyborach nasz świat się zmienił niebywale, takiego skoku cywilizacyjnego nie przeżył nikt. To co Polska osiągnęła przez 20 lat, kraje anglosaskie budowały przez stulecia. Jesteśmy wolni, nie ustępujemy Europejczykom w niczym, nie musimy się wstydzić naszego kraju. I dlatego wystąpiliśmy z apelem, by 4 czerwca ustanowić Świętem Narodowym. Bo to był dzień tryumfu.

Twoja reakcja na artykuł?

0
0%
Cieszy
0
0%
Hahaha
0
0%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
0
0%
Przeraża

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group