- Czy harcerstwo w Świdnicy nie traci na popularności? Nie przegrywa z innymi rozrywkami popularnymi wśród dzieci i młodzieży?
P.P: Czy jesteśmy na tyle atrakcyjni, by być konkurencją dla komputera, dodatkowych lekcji języka, innych instytucji kultury czy sportu? Jesteśmy jednym z trybów, który w Świdnicy fajnie funkcjonuje. Jesteśmy zawsze dostępni i niezawodni, każdy może przyjść, spróbować i odejść, jak się nie spodoba. Czy ideały są atrakcyjne? Dla wielu dziadków i rodziców stanowimy antidotum na problemy dzisiejszego świata, a dla młodzieży? Dla niedużej części – tak. Dla tej, której „coś w sercu gra”, tematy takie jak: przygoda, obozowanie, wędrówka, pomoc innym, wolontariat. Dla nich jesteśmy i znajdą tu miejsce. Po czym do tego dochodzą inne ideały: nie każdy dobrze czuje się w mundurze, w tej symbolice i obrzędowości praw i przyrzeczeń, harcerskiego dekalogu. Jest dyscyplina, trzeba słuchać poleceń. Młody człowiek przechodzi przez całą gamę sprawdzianów i stopni. Jest AKCEPTOWANY, może mieć wady, czy problemy w rodzinie, na podwórku. Dorasta, przełamuje bariery, potem może łatwiej dawać sobie radę w życiu, w domu, w pracy, być lepszym rodzicem.
- A ilu zostaje?
P.P: Przychodzą raczej ci, co chcą – nie ma już gremialnego zapisywania się całych klas.
- Chętnych nie ubywa?
P.P: Przez ostatnich 20 lat z 1000 osób zeszliśmy do 500, między innymi dlatego, że skończyła się ideologia ludowa, ale teraz, przez 5-10 lat, utrzymujemy ten sam poziom, który waha się od 20 do 30 %. 500 harcerzy i 100 instruktorów. Stała rotacja: przychodzą, odchodzą na studia, bo małżeństwo, bo praca – a potem wracają, bo czegoś im brak. Średnio 15 osób na sto przychodzi po kilku latach.
- Czy harcerstwo się zmienia i dostosowuje do nowych czasów?
P.P: W tym roku obchodzimy stulecie harcerstwa. Jak powstawało, byliśmy pod zaborami. Stało się wtedy ruchem niepodległościowym, a więc przepiękna i ciekawa tradycja. Podczas II wojny to wszystko sprawdziło się w praktyce – Powstanie Warszawskie, Szare Szeregi. Ideały, stopnie, sprawności niewiele zmieniły się od tamtych czasów i wydaje się, że wciąż dorównują oczekiwaniom. Jestem drużynowym, mam 30 osób w drużynie i patrząc na nich, widzę, że to dla nich wielka atrakcja, alternatywa dla konsumpcjonizmu. Biwaki, rajdy, piosenki – to wciąż się sprawdza.
- Harcerze skarżą się na negatywne reakcje środowiska?
P.P: Nie. Pewnie zawsze znajdzie się ktoś, kto przypnie łatkę, ale trzymają fason. Dużo ludzi ich docenia i szanuje.
- Jak wygląda sytuacja bazy świdnickich harcerzy w Niesulicach?
P.P: To nasza matka-żywicielka. Organizujemy tam wypoczynek dla przeszło 1000 osób. Ponieważ dobrze ją reklamujemy w sieci, mamy chętnych z całej Polski, choć głównie z powiatu i regionu. Tam są różne formy wypoczynku, nie tylko typowo harcerskie – konie, żeglarstwo, windsurfing, sport – pod zapotrzebowanie potencjalnych klientów. Nasi harcerze chętnie jeżdżą tam co drugi rok, bo można tam zapalić ognisko, popływać na kajaku, jest klimat obozu, choć latryn się już nie kopie i menażek nie myje. To źródło utrzymania dla całego hufca – nie jesteśmy w budżecie ministra oświaty czy wojska, dzięki temu płacimy za światło czy ogrzewanie komendy i możemy przetrwać. Jak coś zostaje – inwestujemy w bazę. W zeszłym roku kupiliśmy 40 nowych namiotów, żeby nareszcie wymienić te dwudziestoletnie. Dotrzymujemy też nakazów Sanepidu. Nie mamy finansowania z miasta ani z powiatu, ale ciągle stajemy do konkursów – na przykład na zorganizowanie kursu dla ratowników medycznych. Mamy z tego na nagrody dla uczestników. Wygrywamy też różnie festiwale i inne imprezy, takie jak Rajd Flo. Musimy być zaradni, bo zniknęlibyśmy w ciągu roku i zrobiłby się z tego dyżur instruktorski raz w tygodniu. Teraz harcerze rozliczają PIT-y w zamian za przekazanie na rzecz harcerstwa 1 procenta. Przewijają się duże ilości osób, po kilkanaście dziennie, czasem robią się kolejki. Przyszło już ze czterysta.
- A co harcerze robią na wiosnę?
P.P: W przyszłą środę będzie Arsenał Pamięci. Lista jest już zamknięta, zgłosiło się 23 patrole – sześć drużyn i 17 gimnazjów z terenu całego powiatu, a to rekord, jeszcze nigdy tyle nie było. Z muzeum broni wypożyczymy na tę okazję prawdziwe karabiny powstańcze – steny, żeby młodzież zobaczyła z bliska to, o czym czytała u Kamińskiego. Potem 26 marca w Pszennie nadanie drużynie imienia harcmistrza Andrzeja Romockiego.