Z prokuratorskiego śledztwa wyłoniła się przerażająca historia.
Jacek K. ze Strzegomia nie mógł zdzierżyć, że jego była partnerka ułożyła sobie życie z kimś innym. Artur S. zajął miejsce Jacka K. w sercu kobiety i w jej mieszkaniu. Były konkubent postanowił usunąć rywala. Śledczym tłumaczył później, że chciał go pobić, nastraszyć. Ostatecznie własnymi rękami poderżnął gardło Arturowi S.
Zaczęło się niewinnie. Jacek K. zaprosił nową miłość swojej dawnej dziewczyny na piwo. Artur S. (lat 32) nie spodziewał się wsiadając do auta, że dwaj młodzi mężczyźni obok to nie zwyczajni kompani od kufla, tylko wynajęci za pieniądze oprawcy. Jacek K. (lat 29) obiecał Bartłomiejowi G. (lat 20) i Grzegorzowi Z. (lat 21), że zapłaci im po tysiąc zł za pomoc.
Samochód przejechał w miejsce, gdzie nikt nie mógł już zobaczyć, co mężczyźni robią z Arturem S. Wyciągnęli go z auta, pobili, skrępowali ręce i nogi plastikowymi zapinkami i wrzucili do bagażnika. Bartłomiej G. przy okazji obrabował ofiarę, zabrał mężczyźnie 10 zł i telefon wart 260 zł.
Pojechali do lasu. Trzej oprawcy zakneblowali Artura S. przygotowanym wcześniej kneblem, bili go metalowym przecinakiem. Skatowali mężczyznę, miał kilkanaście ran głowy, wiele innych obrażeń. Jacek K. nożem podciął mu gardło i wrzucił do rowu. Mężczyźni zauważyli jakiś ruch ciała, znów więc zaczęli okładać swoją ofiarę. Ostatecznie zasypali zwłoki i odjechali.
Prowodyr nie rozliczył się z kompanami do końca. Wypłacił im po 200 zł.
- Jacek K. zaplanował wszystko dokładnie, znalazł dwóch współsprawców – mówi prokurator rejonowy Marek Rusin. – Wszyscy trzej w zasadzie się przyznają do wszystkiego, choć mówią, że bili i nie mieli zamiaru zabić. Grozi im dożywocie.