- To cud, że żyję – mówi roztrzęsionym głosem pan Mirosław – gdyby ten lód nie zahaczył o szyld i spadł na mnie w całości, byłbym trupem! Ważył chyba z 50 kilogramów. – dodaje. Obecni na miejscu strażnicy potwierdzają słowa poszkodowanego. – Ogromny ciężar, poza tym spadał z wysokości 4 pięter – mówi Robert Bielat. – Proszę się rozejrzeć – tu dookoła są niemal same spadziste dachy, zrobiło się trochę cieplej i to wszystko spada na chodniki. Jeśli ktoś nie musi, lepiej niech dzisiaj nie spaceruje po śródmieściu, bo tu są bardzo wąskie ulice, nie ma gdzie uciekać.
Kamienica, z której spadł zamrożony śnieg, należy do miasta i jest zarządzana przez MZN. – Bardzo nam przykro, natychmiast będę wyjaśniał tę sytuację – zapewnia dyrektor Eugeniusz Grzesik. – Nie nadążamy z usuwaniem śniegu, chociaż aż do zmroku pracuje 9 ekip, wszyscy ludzie, jakich mamy.
Czy MZN będzie odpowiadał za zaniedbania? – Oczywiście wszystko zostanie sprawdzone – twierdzi strażnik Bielat, ale o karach w tym momencie mówić za wcześnie. Najpierw trzeba usunąć zagrożenie. Straż Miejska odgrodzi chodnik taśmą, do czasu posprzątania dachu.
Kilkanaście minut po zdarzeniu na Długiej podobna sytuacja miała miejsce na Pułaskiego. Na szczęście przechodzący pod kamienicą ludzie zdążyli uskoczyć.