Przypomnijmy. Biurko burmistrza Jaworzyny Śląskiej zasypały protesty mieszkańców Milikowic, Komorowa i Witkowa. Ponad 800 osób żąda zmiany lokalizacji farm wiatrowych, które chce postawić Sparinvest AG. Nie są przeciwko wiatrakom, ale uważają, że gigantyczne konstrukcje staną za blisko ich domów. Burmistrz odpowiada – ludzie są manipulowani.
Wiatraków ma być 27. To potężne budowle o wysokości 150 metrów każda. – Będziemy żyć wśród jednostajnie szumiącego złomu – żalą się ludzie. Boja się, że w nocy wiatraki nie dadzą im spać. Zaniepokojeni są zwłaszcza mieszkańcy Milikowic, bo urządzenia mają zamknąć wieś w pierścieniu. Twierdzą, że to zablokuje możliwość rozwoju miejscowości, odstraszy agroturystów i spowoduje spadek cen ich domów. Martwią się także o swoje zdrowie. Problemu zdaniem ludzi nie byłoby wcale, gdy elektrownie stanęły nie ja k się planuje – w odległości 500 metrów od zabudowań, ale co najmniej 2,5 kilometra. – Nie jesteśmy przeciwni wiatrakom, chodzi tylko o tę odległość – mówią protestujący.
Mieszkańcy zarzucają władzom gminy, że nikt ich nie pytał o zdanie, że nie było konsultacji ani odpowiedzi na wcześniej pisane petycje. Mieszkańcy protesty wysyłali już dwukrotnie – w lutym i w lipcu. Twierdzą, że odpowiedzi nie dostali do dziś.
Burmistrz Jaworzyny Grzegorz Grzegorzewicz odpiera wszelkie zarzuty. Twierdzi, że protesty zostały przekazane do świdnickiego sanepidu i starostwa, gdzie przy wydawaniu postanowień dotyczących środowiskowych uwarunkowań inwestycji były brane pod uwagę. I tak m.in. spowodowały zmniejszenie ilości wiatraków z 36 do 27. Obie instytucje wydały pozytywne opinie z zastrzeżeniami., które dotyczą m.in. poziomu hałasu, tzw. Efektu migotania, a nawet przelotu chronionych gatunków ptaków. Odległość 500 metrów została jednak zaakceptowana.
Burmistrz twierdzi, że zgodnie z przepisami zostały przeprowadzone konsultacje społeczne, ale nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Dodaje także, że wpłynęły petycje, popierające budowę wiatraków. Grzegorz Grzegorzewicz jest przekonany, że ludźmi manipuluje poseł Anna Zalewska z PiS wraz z grupą radnych. – Straszy ich wiatrakami jak kiedyś straszono zgubnym wpływem elektryfikacji - mówi burmistrz. Szef miasta ma czas do ok. 10 stycznia na wydanie tzw. Zgody środowiskowej, od której zależy, czy inwestycja będzie realizowana. Gmina rocznie zarobiłaby na podatku od wiatraków między 1,5 a 2 miliony złotych.