W piątek 26 sierpnia w świdnickim Sądzie Okręgowym ruszył proces Damiana J. oskarżonego o kradzież 7 tysięcy złotych, sześciu starszym mieszkańcom Świdnicy. – Nie przyznaję się do winy. W czasie trzech zdarzeń byłem w tym czasie w pracy, w przypadku pozostałych trzech byłem po nocce, Nie mam na nie żadnego alibi – zeznawał przed sądem Damian J.
Tymczasem obecni na sali rozpraw pokrzywdzeni, wskazywali właśnie Damiana J., jako sprawcę oszustwa. Mężczyzna wcielał się w różne role. – Doskonale pamiętam ten dzień. Byłam w domu. Nagle zadzwonił domofon. To był listonosz. Powiedział, że przyniósł rewaloryzację renty – zeznaje jedna z pokrzywdzonych. - Powiedział, że ma same „grube” pieniądze i że muszę mu rozmienić. Wyciągnęłam portmonetkę. Miałam w niej 550 złotych. To wszystko, co miałam. Wtedy poprosił mnie o stary odcinek rewaloryzacji. Kiedy się odwróciłam jego z pieniędzmi już nie było.
Dla wszystkich pokrzywdzonych sama wizyta w sądzie była ogromnym przeżyciem. Dramatycznie wspominają także tamten dzień, gdy odwiedził ich Damian J. – To było straszne. Rano zadzwonił domofon, męski głos powiedział, że jest ze spółdzielni i naprawia domofon. Nie wiem, dlaczego dałam się na to wszystko nabrać. Tyle razy czytałam o tego typu zdarzeniach – mówiła nam chwilę przed rozprawą jedna z pokrzywdzonych. Mężczyzna ukradł jej 600 złotych, dowód osobisty i legitymację ubezpieczeniową. Dokumenty kilka dni później odnalazła w skrzynce na listy. Pieniędzy już nikt jej nie zwróci.
W ten sposób, wykorzystując chwilową nieuwagę mężczyzna kradł pieniądze, dokumenty i biżuterię. Na swoje ofiary wybierał głównie kobiety po siedemdziesiątce. Mężczyzna był już karany. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności.