Po pierwsze – drastyczność samej zbrodni, po drugie bezpieczeństwo rodzin oskarżonego i zmarłej. Zwłaszcza chodzi tu o bliski Petra P., którzy podczas pierwszego procesu byli szykanowani. Czy młody mężczyzna jest jedynym winnym morderstwa, czy były inne osoby, dowiemy się dopiero podczas ogłoszenia wyroku.
O ponownym rozpoczęciu procesu zadecydował wrocławski Sąd Apelacyjny, który uwzględnił zastrzeżenia obrońców. Petr P. przyznał się tylko do gwałtu, twierdził natomiast, że dziewczyna jeszcze żyła, gdy odchodził. Na jej ciele znaleziono ponadto inne ślady genetyczne, które w pierwszym procesie nie zostały uwzględnione. 30 września zapadł wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. Nie wiadomo, kiedy zapadnie nowy werdykt.
17-letnia Ewa zginęła w połowie listopada 2008 roku. To była sobota, jak co tydzień szła do krewnej, mieszkającej nieopodal Świdnicy, by pomóc jej w pracach domowych. Wybrała drogę na skróty przy nasypie kolejowym nieopodal ulicy Bystrzyckiej. Tam właśnie została zaatakowana. Petr P. przyznał, że nigdy wcześniej Ewy nie widział. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego przewrócił dziewczynę, a później wielokrotnie brutalnie zgwałcił. Miał za sobą nieudaną noc i przegrane bójki. Jak sam wyjaśniał, był niezadowolony. Biegli stwierdzili w pierwszym procesie, że przyczyną była właśnie frustracja.
Ewa była bardzo lubiana wśród rówieśników i nauczycieli. Tańczyła w zespole „Jubilat”, udzielała się społecznie. Stała się absolutnie przypadkową ofiarą zbrodni. Po jej śmierci kilka tysięcy młodych świdniczan protestowało przeciw przemocy w marszu milczenia. Czy rzeczywiście zabił Petr P.? Czy prawda jest jeszcze bardziej okrutna?