Prokurator rejonowy Marek Rusin mówi, że trudno ocenić w tej chwili, ile całe postępowanie kosztowało, ale wiadomo jedno: kosztowało niemało. Gdyby sprawa trafiła do sądu i gdyby sąd skazał właścicielkę, to być może ona zostałaby obciążona kosztami postępowania. Ale sprawy nie ma, bo nikt prawa nie złamał.
Biegły do spraw reklamy i etyki mediów miał orzec, czy witryny zawierały treści pornograficzne. Ale najpierw musiał stworzyć własną definicję pornografii.
- W polskim prawie nie ma definicji pornografii – tłumaczy prokurator Marek Rusin. - Należy więc posiłkować się orzecznictwem, poglądami doktryny i standardami społecznymi.
Biegły uznał, że pornografią jest prezentowanie ciała ludzkiego i aktu seksualnego w sposób wyuzdany, obsceniczny i odhumanizowany. Tymczasem na witrynach świdnickich sex shopów pojawiały się akcesoria typowe dla rynku erotycznego. Według kodeksu karnego kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. A jeśli takie treści są prezentowane osobom poniżej lat 15 kara więzienia może wynosić nawet 2 lata. W tym przypadku biegły uznał, że nie można mówić o treściach pornograficznych. Choć prokurator Marek Rusin przyznaje, że treści prezentowane na wystawach mogą osoby wrażliwe wprawić w zażenowanie.
Więcej na ten temat:
* Prokuratorskie wakacje z cycuszkami przedłużają się,
* Prokuratorskie wakacje z cycuszkami,
* Awantura o gadżety erotyczne,
* Sex shop obraża uczucia obywateli,
* Świdnickie zagłębie sex-shopowe.