Symbol wrósł już w krajobraz placu Św. Małgorzaty. Przechadza się majestatycznie po chodnikach, szczypie trawę na skwerach, latem kąpie się w fontannie, syczy na psy, jeśli podchodzą za blisko, a jeżeli ktoś mija go zbyt szybkim krokiem, zanosi się pełnym oburzenia gęganiem.
- Miała iść na rosół. – opowiada historię symbolu pan Janusz, kierowca taksówki z postoju przy placu Św. Małgorzaty. – Jej obecny właściciel zlitował się nad nią, odkupił ją i zabrał ze sobą. Ja mówię na nią Balbinka, ale naprawdę ma na imię Dziubuś.
Dziubuś, która jest raczej gęsią niż gąsiorem, udzieliła nam długiego wywiadu wprost do obiektywu, niestety, nie jesteśmy w stanie go przetłumaczyć. Wytrwale pozowała do zdjęć, wdzięcząc się, czyszcząc pióra, wyciągając szyję i przybierając łabędziowate pozy. Jej właściciel zerknął na nas zza bramy, przyzwyczajony widać do tego, że ma najsłynniejsze zwierzę w mieście.
Wydaje się niepojęte, jak Dziubuś, która spaceruje po chodnikach, ruchliwych jezdniach i skwerach placu od rana do wieczora, zdołała przeżyć w dobrej kondycji przez te kilka lat. Może odziedziczyła po swych przodkach tę specyficzną mądrość i zdolność przetrwania, która pozwala jej dzikim kuzynkom podróżować na ogromne odległości i przetrwać w pobliżu koła podbiegunowego. Faktem jest, że ruch drogowy się zatrzymuje, kiedy ona spaceruje po jezdni.
Swoje święto Dziubuś będzie obchodzić już niedługo, 11 listopada, wtedy to bowiem mamy dzień św. Marcina, którego tradycyjnym atrybutem jest gęś. Dawno temu – przepraszamy naszą bohaterkę – gęś św. Marcina była ostatnią pieczenią jedzoną przed sześciotygodniowym postem adwentowym.